Kłamstwo.

Kłamstwo.

Nie sposób było w tym smutnym czasie zrezygnować z zajrzenia do zakątka biblioteki z dziełami filozofów i zaniechać przyjrzenia się temu, na jakie najczęstsze źródła kłamstwa wskazują oni w swych tekstach oraz w czym postrzegają całe jego zło. Intuicyjnie czujemy, że za każdym, choćby drobnym minięciem się z prawdą, kryje się coś gorszego, że owo kłamstewko ma na celu ukrycie czegoś niewygodnego albo niegodnego i jest tylko środkiem, za pomocą którego chcemy uniknąć ujawnienia tego głębszego zła. Intuicyjnie czujemy także i to, że kłamstwo wypacza charaktery i że nie zwracając należytej uwagi na drobne na pozór okruchy nieprawdy łatwo godzimy się na uruchomienie całej kaskady fałszu i na to, że fałsz ten powoli staje się naszym sposobem na życie.

Nie powinniśmy jednak polegać li tylko na intuicji. Warto poczytać, jak problem postrzegają mądrzejsi od nas. Już Arystoteles stwierdzał, że: „Blagowanie ma swoje źródło nie w samej skłonności do chełpienia się, lecz jest wynikiem postanowienia; blagierem bowiem jest się na skutek pewnej trwałej dyspozycji i pewnego określonego charakteru, a tak samo człowiek kłamliwy jest nim bądź dlatego, że dąży do rozgłosu lub do zysku” („Etyka nikomachejska” w przekładzie Danieli Gromskiej, PWN, 1996, s. 153). Mój ulubiony rzymski stoik Lucjusz Anneusz Seneka wskazywał, że: „Prawda z każdej swej strony jest taka sama. W kłamstwie nic pewnego. Kłamstwo jest cieniutką powłoką; jeśli uważnie się przyjrzysz, prześwieca” („Listy moralne do Lucyliusza” VIII-XIII 79.18 /w:/ „Myśli” w przekładzie Stanisława Stabryły, Wydawnictwo Literackie, 1987, s. 489). Surowa była ocena Michała de Montaigne’a: „W istocie łgarstwo jest to szkaradna przywara. Toć jesteśmy ludźmi i stykamy się jedni z drugimi jeno na pomocą słowa. Gdybyśmy znali całą ohydę i wagę kłamstwa, ścigalibyśmy je ogniem, z większą słusznością niż inne zbrodnie” („Próby” w przekładzie Tadeusza Boya-Żeleńskiego, PIW, 1957, t. I, s. 86). Równie twardy i jednoznaczny był osąd Dietricha von Hildebranda: „Człowiek nie szanujący prawdy i nawykły do kłamstwa jest nie tylko w wielkim stopniu moralnie bezwartościowy – jak na przykład chciwiec lub nieumiarkowany – lecz ponadto ma całą osobowość w pewnym sensie chorą. Całe jego życie moralne – łącznie z tym co moralnie pozytywne – jest u niego zagrożone i budzi wątpliwości. Skutkiem tej postawy jego stosunek do świata wszelkich wartości jest z gruntu fałszywy. Kłamca bowiem z zasady jest typowym przykładem człowieka nieprawego – nie ma szacunku dla żadnych w ogóle wartości” („Fundamentalne postawy moralne” w przekładzie Eugenii Seredyńskiej /w:/ „Wobec wartości”, Wydawnictwo W drodze, 1982, s. 36). Najistotniejsze jednak, jak sądzę, na tle ostatnich wydarzeń pytanie postawił swego czasu Henryk Elzenberg, pisząc: „Zastanawiałem się często, dlaczego kłamstwo powszechnie uchodzi za rzecz najnikczemniejszą. Czy nie dlatego, że zawsze prawie kłamie się z tchórzostwa, z obawy?”(„Kłopot z istnieniem”, Wydawnictwo Znak, 1994, s. 49).

Zaiste, nie samo kłamstwo bywa często najbardziej obciążające, a to, co fałsz ów miał skryć.

tekst pochodzi ze strony https://www.facebook.com/share/p/165XLt3nVX/

Stanisław Zabłocki
Stanisław Zabłocki
sędzia Sądu Najwyższego w stanie spoczynku, w latach 1991–2014 członek Państwowej Komisji Wyborczej, w latach 2016–2020 prezes Sądu Najwyższego kierujący Izbą Karną