Pojedyncza dymisja to za mało. Czekamy na wyjaśnienia, niezależne śledztwo oraz złożenie urzędu sędziego.
Po ujawnieniu przez Onet korespondencji pomiędzy wiceministrem sprawiedliwości Łukaszem Piebiakiem a hejterką Emilią, wiceminister natychmiast poddał się do dymisji, co według premiera Mateusza Morawieckiego ma zakończyć sprawę. Wiceminister Piebiak w oświadczeniu przesłanym do PAPu napisał, że w poczuciu odpowiedzialności za powodzenie reform, którym poświęcił cztery lata ciężkiej pracy, składa na ręce Ministra Sprawiedliwości rezygnację z urzędu podsekretarza stanu. Zapewnił też, że będzie z determinacją bronić swojego dobrego imienia, na które pracował całe życie. Zapowiedział, że wniesie do sądu pozew przeciwko redakcji Onet, która rozpowszechnia pomówienia na jego temat oparte na relacjach niewiarygodnej osoby.
Sytuacja w pewien sposób podobna do tej z Marszałkiem Kuchcińskim. Rzekomo nic złego nie zrobił, ale skoro jest afera, to żeby ją szybko zakończyć rezygnuje z urzędu. Tym razem dużo szybciej, bo bez dymisji temat jest drążony i ujawnia się coraz więcej niewygodnych faktów, a próby zaprzeczeń okazują się łatwe do obalenia. Nie darmo wolne media nazywa się czwartą władzą.
Wiemy, że Marszałek Kuchciński stracił stanowisko, ale nie pierwsze miejsce na liście wyborczej swojej partii. To wyborcy mają go ocenić, a oczekiwany dobry wynik będzie świetnym usprawiedliwieniem dalszej kariery politycznej. Pan były wiceminister Piebiak, choć obserwując go przez ostatnie cztery lata trudno w to uwierzyć, formalnie jest nadal sędzią. Nie może się zatem poddać ocenie wyborców. Podobno deklarował, że do orzekania w sądzie rejonowym nie wróci. Zostaje mu zatem przeczekać na ministerialnej delegacji do wyborów, a potem, o ile nie zmieni się sytuacja polityczna, zgłosić się na wolne stanowisko w Sądzie Najwyższym. Rekomendacja kolegów z KRS niemal pewna, pracy niezbyt dużo, zwłaszcza w Izbie Dyscyplinarnej, a i wynagrodzenie godziwe. W sumie zatem nienajgorsza perspektywa “dobrego zakończenia” całej historii. Tym bardziej, że o postępowania karne i dyscyplinarne raczej były wiceminister nie musi się martwić. Opinia publiczna ma zadowolić się bowiem samym ich wszczęciem. Nie spodziewam się nawet postawienia zarzutów, chyba że zupełnie dla kogo innego za rzekome podżeganie do aborcji. Kto nie wierzy, niech sprawdzi co do jakich potencjalnych występków RDSSP Piotr Schab wszczął postępowanie.
Sędzia-polityk Piebiak na aferze z “farmą trolli” nie powinien więc być “pokrzywdzony”, chyba że jako społeczeństwo, nie damy sobie jego błyskawiczną dymisją zamydlić oczu i zamknąć ust. Zrzeczenie się urzędu sędziego powinno być sprawą jeszcze bardziej honorową niż dymisja z funkcji podsekretarza stanu, a wyjaśnienie sprawy do podszewki nie kwestią przyszłego i niepewnego pozwu przeciwko redakcji Onet, tylko obowiązkiem funkcjonariusza publicznego na tu i teraz, a także obowiązkiem całego aparatu państwa. W tym celu niezbędne jest przekazanie śledztwa do organu niezależnego od Ministra Sprawiedliwości np. parlamentarnej komisji śledczej.
Kto nie ma nic do ukrycia i nie zastanawia się co jeszcze mają media, nie boi się stanąć na konferencji prasowej i odpowiedzieć na wszystkie pytania, także o współpracowników i przełożonych. Jeżeli jest przekonany, że służy dobrej sprawie, nie podaje się do dymisji ze względu na przedwyborcze kalkulacje swoich mocodawców. Jeżeli nie zamierza więcej orzekać w sądzie, z którego wyszedł, uczciwie zrzeka się funkcji. A przede wszystkim, jeżeli ma nieskazitelny charakter, stoi na straży prawa, swoje obowiązki wypełnia sumiennie i bezstronnie, dochowuje tajemnicy prawnie chronionej, a w postępowaniu kieruje się zasadami godności i uczciwości, to nie wspiera, nie organizuje ani nie pochwala anonimowych pomówień, nawet wobec tych, którzy myślą inaczej. Nie nadużywa swoich uprawnień. Nie ujawnia adresów domowych, meldunkowych czy mailowych. Nie uderza w rodziny i dzieci. Nie współuczestniczy i nie cieszy się z niszczenia niezależności sądów i niezależnych sędziów. Jeżeli zaś nie czuje się bezkarny, nie uspokaja innych, że “za czynienie dobra nie wsadzamy”.
Dlatego sama dymisja nie wystarczy.