Listy muszą być jawne!
Wydawało się, że w sferze ukrywania list poparcia do KRS (czy raczej: neoKRS) nic nie zdoła przebić postanowienia zabezpieczającego Prezesa UODO, podważającego wykonalność ostatecznego wyroku NSA, a w rzeczywistości wywracającego do góry nogami zasadę trójpodziału władzy. Sam wniosek sędziego M. Nawackiego był kuriozalny. Miałby interes w dalszym utajnianiu wszystkich list poparcia (nie tylko własnej) tylko przy założeniu, że na każdej się podpisał. Zresztą co do własnej nie taił, że się sam poparł (można dyskutować czy miał takie prawo) więc tym bardziej nie wiadomo czemu miałby ukrywać inne swoje podpisy. Parlamentarzyści PiS poszli jednak jeszcze o krok dalej. Otóż w dniu 6 sierpnia 2019 r. do Trybunału Konstytucyjnego wpłynął wniosek 54 posłów tej partii o stwierdzenie niezgodności art. 11c ustawy o KRS, rozumianego w ten sposób, że przepis ten nie daje podstaw do odmowy udzielenia informacji publicznej w postaci wykazu sędziów popierających zgłoszenie kandydata na członka KRS wybieranego spośród sędziów, z art. 2, 47 i 51 Konstytucji RP. Załączono do niego wniosek o udzielenie zabezpieczenia poprzez wstrzymanie wykonania wyroku WSA z 29 sierpnia 2018 r. w sprawie II S.A./Wa 484/18 (czyli tego, który uznał zawartość list za informację publiczną i co do którego potem NSA oddalił skargę Kancelarii Sejmu). Pytanie pozornie zmierza do uzyskania odpowiedzi uznającej zakresową niekonstytucyjność art. 11c ustawy o KRS. W rzeczywistości jest to już jednak kolejne pytanie, w którym chce się od uzależnionego od PiS Trybunału Konstytucyjnego uzyskać odpowiedź faktycznie odwrotną - a zatem orzeczenie przesądzające, że wspomniany przepis ustawy o KRS chroni prywatność sędziów podpisujących się pod listami poparcia kandydatów w stopniu, który uzasadnia ukrycie na zawsze zawartości tych list. Na powyższej podstawie powiązany z partią rządzącą Prezes UODO zyskałby pretekst do zanegowania wyroku NSA i podjęcia końcowej decyzji zakazującej ujawnienia tych dokumentów. Gdyby wniosek sformułować inaczej, w trakcie kampanii wyborczej mogłoby to to być dla PiS politycznie mniej dogodne. Kluczowa jest jednak chęć wstrzymania wykonania wyroku WSA z 29 sierpnia 2018 r. w sprawie II SA/Wa 484/18, która odzwierciedla prawdziwą intencję wnioskodawców. Dla wariantu, że posłowie chcą uzyskać stwierdzenie niekonstytucyjności, nie ma sensu - bo przecież ujawnienie list poparcia stanowiłoby realizację ich finalnych zamierzeń. Logicznie się broni tylko w przypadku gdy chce się dalej ukrywać ich zawartość.
Biorąc pod uwagę znaczenie ustrojowe Krajowej Rady Sądownictwa, sytuacja gdy nie wiemy czy w ogóle ten organ powołano legalnie, jest w demokratycznym państwie prawnym (art. 2 Konstytucji RP), w którym organy działają w granicach i na podstawie prawa (art. 7 Konstytucji RP), całkowicie niedopuszczalna. Jeśli na jakiejś liście poparcia zabrakło podpisów osób uprawnionych to nie doszło do skutecznego powołania całej wspólnej kadencji sędziowskiej części Rady (art. 11d ust. 5 ustawy o KRS) - co ma znaczenie z punktu widzenia oceny ważności jej uchwał (art. 21 ust. 1 ustawy o KRS). W efekcie kluczowa jest społeczna kontrola całej procedury, tym bardziej, że chodzi o organ „stojący na straży niezależności i niezawisłości sędziów”, do tego mający obsadzić dużą liczbę etatów sędziowskich, w tym w Sądzie Najwyższym. Skandalem pozostaje zatem dalsze szukanie pretekstów i wybiegów, aby tylko jakoś schować te dokumenty przed opinią publiczną.
Między bajki można włożyć twierdzenia polityków partii rządzącej i części sędziów neoKRS, że chroni się w ten sposób podpisujących się na listach przed jakimś ostracyzmem ze strony środowiska sędziowskiego. Przecież to PiS niedawno bez skrupułów podał społeczeństwu na tacy dane osobowe sędziów i ich majątki, zarządzając publikację oświadczeń majątkowych. Naraziło to wielu sędziów na ataki hejterskie. Sędzia nie może być zresztą tchórzem, a w wypadku list poparcia udostępniono własne dane osobowe w wyraźnym związku ze sprawowanym urzędem. Część sędziów, którzy złożyła podpisy, już się ujawniła. Zostało to przyjęte z dużą aprobatą, nawet w odniesieniu do tych, którzy potem awansowali na bazie uchwał obecnej Rady. Milczenie reszty staje się na tym tle więcej niż wymowne. Dalsze utajnianie tych list jest do logicznego wyjaśnienia tylko w jeden możliwy sposób: przy ich sporządzaniu doszło do takiej skali nieprawidłowości, że celowo się to ukrywa przed opinią publiczną aby z jednej strony cała sprawa nie wybuchła w środku kampanii wyborczej, a z drugiej - aby do tego czasu w oparciu o upolitycznioną neoKRS w całości obsadzić resztę Sądu Najwyższego i wolne etaty sędziowskie, zwłaszcza w sądach wyższego szczebla. Nie bez znaczenia pozostaje też sprawa przed TSUE i zarzut jej rzecznika, że obecna neoKRS jest zależna od władzy wykonawczej (co by znalazło dodatkowe potwierdzenie gdyby zbyt wielu sędziów popierających członków Rady faktycznie pozostawało na delegacjach w MS). Każda z tych ewentualności na dłuższą metę skończy się jednak tak samo: odtajnieniem po rządach PiS owych dokumentów, zakwestionowaniem wadliwych nominacji oraz poszukaniem osób odpowiedzialnych za całe bezprawie. Te listy poparcia muszą być jawne bo, dotycząc prawidłowej obsady organu konstytucyjnego, są zbyt istotne dla polskiego społeczeństwa i fundamentów ustrojowych państwa. Podkreślenia wymaga, że wniosek do Trybunału złożyli politycy wywodzący się ze środowisk latami walczących o przeprowadzenie lustracji i odtajnienie różnych zbiorów zastrzeżonych. Gdy uzależniony od PiS Trybunał Konstytucyjny jeszcze potwierdzi, choćby postanowieniem zabezpieczającym, że akurat w tym przypadku list ujawnić jednak nie wolno, będzie to rodziło tym większe podejrzenia i spekulacje. Dlatego bezwzględnie muszą być one ujawnione. Teraz, nie kiedyś.