Gdy sędziego skazują … media i wiceministrowie
Sprawa niepełnosprawnego oskarżonego, który miał się doczołgać do stołu sędziowskiego na sali rozpraw Sądu Okręgowego w Łodzi i związane z tym zdarzeniem wszczęcie dyscyplinarki wobec dwójki łódzkich sędziów, wzbudziły zrozumiałe zainteresowanie środków masowego przekazu. Na temat tego jak przebiegała krytykowana rozprawa nie będę się wypowiadał, albowiem mnie tam nie było, chodzi o sędziów akurat z mojego wydziału, zaś postępowanie Rzecznika Dyscyplinarnego Sędziów Sądów Powszechnych pozostaje w toku. Opisy całej sytuacji są bulwersujące i rzecz niewątpliwie musi zostać wyjaśniona. Można się zastanawiać czy w momencie wszczęcia postępowania w fazie in personam Rzecznik dysponował aż takim materiałem, który by rzeczywiście uzasadniał postawienie zarzutów, tym bardziej z komunikatem, że każda z osób „naruszyła art. 40 Konstytucji RP oraz art. 3 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności” i na ile przypadkowo owa aktywność zbiegła się akurat z datą emisji w TVN programu o działalności rzeczników dyscyplinarnych (w tym wobec małżeństwa łódzkich sędziów) oraz terminem rozprawy przed TSUE. Mniejsza jednak z tym co w danym momencie rzeczywiście posiadał Rzecznik (oraz czym dysponuje obecnie), a także jaką kierował się motywacją. Warto natomiast odnotować jak media publiczne - w obliczu politycznej nagonki na sędziów i sądy - relacjonują podobne zdarzenia oraz komentarze, które pojawiają się wówczas z ust przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości. Chodzi zwłaszcza o reportaż wyemitowany w „Wiadomościach” TVP1 w dniu 15 czerwca 2019 r. („Niepełnosprawny upokorzony przez sąd”).
Podawany przez Prezesa Fundacji Court Watch Polska Bartosza Pilitowskiego wydział Sądu Okręgowego w Łodzi oraz data rozprawy, w której miał uczestniczyć wolontariusz fundacji (24 lutego 2017 r.), pozwala na ustalenie w ogólnodostępnej bazie SAOS (System Analizy Orzeczeń Sądowych) danych właściwej sprawy. Dotyczyła usiłowania zabójstwa, a jej skład obejmował: 2 sędziów zawodowych i 3 ławników. Obligatoryjny był w rozprawie udział prokuratora oraz obrońcy oskarżonego. Ponieważ oskarżony był aresztowany, towarzyszyć mu musiało również przynajmniej dwóch policjantów konwoju. Z relacji wolontariusza wynikało, że z ofertą pomocy niepełnosprawnemu miał wystąpić obecny wówczas na sali rozpraw pracownik medyczny. Wedle treści dostępnego wyroku, pokrzywdzony ustanowił się oskarżycielem posiłkowym i posiadał pełnomocnika z urzędu. Reasumując, uwzględniając jeszcze wolontariusza Fundacji Court Watch, oskarżonego i protokolanta, w danym momencie znajdowało się łącznie na sali rozpraw aż 15 (!) osób. Musi więc budzić wątpliwości, że nikt wtedy nie zareagował na podobnie naganne zachowanie sędziego referenta, cała sprawa przez dwa lata pozostawała w ukryciu i nie doczekała się jakiejkolwiek sygnalizacji (poza zanonimizowaną wzmianką o owym przypadku we wrześniu 2018 r., gdy Court Watch Polska prezentowała doroczny raport z monitoringu sądów). Szczegółowa lektura obu czasowo wchodzących w rachubę raportów za lata 2016/2017 i 2017/2018 prowadzi do konstatacji, że nie odnajdziemy tam podobnego incydentu (!). W kontekście medialnych stwierdzeń przedstawicieli Fundacji, że był to najbardziej drastyczny przypadek niewłaściwego sędziowskiego zachowania, z jakim się zetknęli, ten brak musi zastanawiać. Powstałe wątpliwości dodatkowo wzmacnia analiza wpisów Prezesa Fundacji na Facebooku. W swoim poście z dnia 12 maja 2019 r. przytacza on całość relacji wolontariusza, w tym opis innych zachowań przewodniczącej owej rozprawy. Porównując je z raportem Fundacji z jej monitoringu za lata 2017/2018 r. odnajdziemy tożsame przykłady w opisie „sylwetki sędziego X” (strona 23 raportu). Też nie przynoszą one chluby tak scharakteryzowanej sędzi, ale żadnego zmuszania kalekiego oskarżonego do czołgania jednak nie wymieniono. Ciężar gatunkowy opisanych tam uchybień ma się nijak do obecnie analizowanego incydentu. Skoro w tej części raportu chodziło o to, aby „ukazać różnorodność sędziów orzekających w polskich sądach”(s. 20), dlaczego opuszczono ten najbardziej drastyczny fragment ówczesnego zachowania „sędziego X”? Najwyraźniej sama Fundacja uznała powyższy fragment relacji swojego wolontariusza za kontrowersyjny i budzący zbyt duże wątpliwości odnośnie tego co ten rzeczywiście dostrzegł i jak to zinterpretował. Nie musi to bynajmniej oznaczać, że podobnego zdarzenia w ogóle nie było, ale w sytuacji, gdy o określonej ocenie zachowania człowieka często decyduje cały kontekst sytuacyjny, stawianie kogokolwiek pod pręgierzem bez pogłębionego dochodzenia i tylko na bazie podobnych zapisów musi wzbudzać zastrzeżenia.
Wracając jednak do rzeczonego materiału telewizyjnego, sam tytuł przesądzał fakt upokorzenia niepełnosprawnego przez sędziego. Gdyby jednak ktoś żywił tu nadal wątpliwości, głos lektora TVP uczynnie informował widza o postawieniu zarzutów dyscyplinarnych „sędzi z Łodzi, która podczas rozprawy niepełnosprawnemu oskarżonemu kazała podejść do stołu sędziowskiego”, co zmusiło podsądnego po amputacji nogi do czołgania się, aby wykonać owo polecenie. Materiał wzbogacała czytelna grafika komputerowa, w której rzucało się w oczy ograniczenie składu orzekającego wyłącznie do dwóch obwinionych sędziów zawodowych, określonych w konwencji zwyczajowo kojarzonej z oskarżonymi (a zatem z imienia i pierwszej litery nazwiska). Wymazano obecność w składzie trojga ławników jako czynnika społecznego, a także również będących wtedy na sali rozpraw np.: protokolanta, obrońcy oskarżonego, prokuratora czy konwoju policyjnego. Zbyt duża liczba postronnych osób nie pasowałaby autorom materiału do narracji o złych sędziach. Nieuchronnie wzbudzałaby pytania o to dlaczego reszta uczestników rozprawy (w tym policjanci, adwokaci i prokurator) przez dwa lata nie zareagowała na tak nieludzkie traktowanie oskarżonego, ocierające się o tortury, jak również czemu ich nikt jakoś nie chce ścigać dyscyplinarnie za brak aktywności na naocznie obserwowaną krzywdę. Ostatecznie pokazano zatem w rzeczonej grafice tylko dwoje obwinionych sędziów zawodowych, wolontariusza Fundacji Court Watch Polska oraz niepełnosprawnego oskarżonego. Obrazu dopełniało przywołanie wypowiedzi przewodniczącej rozprawy, iż oskarżony nie wymaga pomocy w podejściu do pulpitu sędziowskiego, w którym lektorka odpowiednim tonem głosu dobitnie zaakcentowała skalę pogardy sędzi dla podsądnego.
Skoro nie przystawała do ogólnej wymowy materiału informacja, że upokorzony niepełnosprawny (już prawomocnie skazany) pozostawał pod zarzutem brutalnego usiłowania zabójstwa innej osoby (skądinąd też niepełnosprawnej), oszczędzono widzom tak drastycznych szczegółów. Nawet jeśli bezspornie każdy oskarżony, bez względu na charakter zarzucanego mu czynu, zasługuje na godność i szacunek, podanie takowej informacji mogłoby niepotrzebnie umniejszyć skalę współczucia widza względem krzywdzonego podsądnego. Naturalnie zabrakło też jakiegokolwiek komentarza uzyskanego od którejkolwiek z osób obecnych wtedy na sali rozpraw (łącznie z rzeczonym wolontariuszem). Uwzględniono natomiast w materiale zatroskaną wypowiedź wiceministra sprawiedliwości Michała Wójcika (który ocenił sytuację jako „bulwersującą i skandaliczną” ale „takie rzeczy niestety przez lata miały miejsce i nikt nie reagował na to”), prof. Czesława Kłaka (związanego z resortem sprawiedliwości oraz PiS: „możemy mieć do czynienia nawet z torturą”) oraz rzecznika prasowego MS Jana Kanthaka (podkreślającego, że cała sprawa pokazuje potrzebę przeprowadzenia reformy postępowań dyscyplinarnych „aby tego typu przypadki spotykały się z adekwatną reakcją i karą”). Oglądający mogli się jeszcze na koniec dowiedzieć, że „przypadek z Łodzi nie jest jedynym, w którym niektórzy sędziowie, wydaje się, że godność urzędu mają za nic”. Po tak skonstruowanej trzyminutowej migawce tylko największy sceptyk, uporczywie negujący rzetelność i obiektywizm programów obecnej TVP, będzie żywił jeszcze jakieś wątpliwości co do winy obu sędzi i bezmiaru patologii występującej w polskim sądownictwie. W opisaną konwencję wpisał się poza kadrem wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak, który informację o sprawie opatrzył na Twitterze przesądzającym winę komentarzem: „Polecam uwadze. Oburzające zachowanie”. Co najmniej z aż trzech źródeł ministerialnych rzecznicy i sędziowie dyscyplinarni mogli się zatem dowiedzieć, jakie stanowisko względem potrzeby ukarania prezentuje Ministerstwo Sprawiedliwości. Dobrze chociaż, że zabrakło wypowiedzi konkretyzujących oczekiwany przez resort docelowy wymiar kary. Skądinąd, można go sobie bez trudu wyobrazić.
Bez wyroku sądu dyscyplinarnego i przy nadal funkcjonującej zasadzie domniemania niewinności doszło zatem faktycznie do medialnego skazania obu obwinionych zanim którąkolwiek z nich Rzecznik zdołał choćby przesłuchać czy odebrać pisemne wyjaśnienia. Nie czekając na końcowy rezultat wszczętego postępowania parę milionów Polaków już poznało „właściwą” wersję zdarzenia. Ewentualne umorzenie sprawy czy uniewinnienie obwinionych nieuchronnie spotka się teraz z krytyką, zbliżoną do tej jaka towarzyszyła niedawnemu werdyktowi w sprawie pewnego incydentu na stacji benzynowej z udziałem sędziego oraz banknotu 50 zł. Skutkiem ubocznym może być przy okazji podświadomy wpływ tak zrealizowanego materiału na pamięć i oceny nieprzesłuchanych dotąd uczestników owego postępowania.
Można stawiać pytanie o to dlaczego tak tendencyjny materiał medialny nie spotkał się z jakąś reakcją władz sądu lub Krajowej Rady Sądownictwa? Zasadność zarzutu to jedno (rozstrzygnie go postępowanie) ale nie można przejść do porządku dziennego nad medialną stygmatyzacją obwinionych zanim sprawa w ogóle trafiła na wokandę. Ma ono jednak wymiar retoryczny. Zarówno u obecnych prezesów sądów, jak i członków nowej KRS, zależność od ministra jest zbyt duża, aby komukolwiek z nich przychodziły do głowy podobnie nierozważne pomysły, zwłaszcza gdy ten, ustami swoich zastępców, właściwie przesądził już o winie.