Sędziowie we własnej sprawie
Wydawałoby się, że rzymska paremia „nemo iudex in causa sua” („nikt nie może być sędzią we własnej sprawie”) weszła do kanonu europejskiej myśli prawnej. Na ile Izba Dyscyplinarna SN wymyka się unijnym standardom zapytano niedawno Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej i aktualnie czekamy na jego werdykt. Sędziowie nowej izby SN wyraźnie postanowili jednak wyprzedzić w tej ocenie TSUE, wyznaczając na dzień 10 kwietnia 2019 r. nadzwyczajne zgromadzenie całej izby, celem podjęcia uchwały w zakresie statusu nowych sędziów Sądu Najwyższego.
Sytuacja, w której członkowie najwyższego organu sądowego osobiście i we własnym interesie finansowo - zawodowym wypowiadają się o swoim prawie do orzekania, jest cokolwiek żenująca i kuriozalna. Biorąc pod uwagę obecność w SN wielu innych sędziów, którzy mogliby to obiektywnie rozstrzygnąć bez podobnych wątpliwości, bardziej przystaje do azjatyckiej kultury prawnej. Doczekała się nawet zabawnego, memu, w którym, wobec zastrzeżeń cesarza co do ich legalności, banda Janosika planuje sama podjąć uchwałę, w której ustosunkuje się do wspomnianej kwestii. Działanie sędziów ID SN stoi w sprzeczności z przywołaną paremią łacińską, a zważywszy na fakt, że chodzi o pytanie sformułowane na kanwie postępowania dyscyplinarnego, gdzie stosuje się odpowiednio przepisy o postępowaniu karnym, rozważać ją można w kategoriach obrazy art. 41 §1 k.p.k. Biorąc pod uwagę interes nowych sędziów w podjęciu uchwały określonej treści, wynik głosowania równie łatwo można przewidzieć co treść niedawnego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, wydanego w sprawie K 12/18 (dotyczącej konstytucyjności neoKRS). Skojarzenia z sądem konstytucyjnym nie są zresztą przypadkowe bo tam sędziowie - dublerzy M. Muszyński i L. Cioch też przecież kontrowersyjnie wzięli udział w rozpoznaniu sprawy K 1/17, która osobiście dotyczyła ich statusu.
Jeśli dotąd były jeszcze jakieś wątpliwości co do tego, jakimi wartościami będą się kierować nowi nominaci w Izbie Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, nie można mieć już złudzeń. Z punktu widzenia wizerunkowo - moralnego, cała dziesiątka sędziów nowej izby traci właśnie, z własnej zresztą inicjatywy, resztki legitymacji do sądzenia spraw dyscyplinarnych. Od strażnika prawniczej, a zwłaszcza sędziowskiej, etyki można i należy oczekiwać szczególnego szacunku dla porządku prawnego, połączonego z pokorą wobec prawa i ponadprzeciętnymi walorami etycznymi. Żadnego z tych elementów nie dostrzeżemy w opisanej aktywności nowych sędziów SN.
Cała sytuacja stanowi przy tym wyzwanie dla kierownictwa Sądu Najwyższego. Odstąpienie od poglądu całej izby wymagać będzie połączonej uchwały dwóch izb albo pełnego składu SN (ze znakiem zapytania jak zostanie wówczas rozstrzygnięta kwestia wyłączenia „nowych” sędziów od orzekania w tej sprawie - bo przecież opisane zastrzeżenia co do braku ich bezstronności pozostaną wówczas w pełni aktualne). Dodatkowo, postępowanie wszystkich członków Izby Dyscyplinarnej ocenić należy w kategoriach deliktu dyscyplinarnego. Pojawia się tu uniwersalne pytanie, zadane kiedyś przez rzymskiego satyryka Juwenalisa z Akwinum: „Quis custodiet ipsos custodes?”(„Kto będzie pilnował strażników?”). Stworzony przez Prawo i Sprawiedliwość nowy system odpowiedzialności dyscyplinarnej nie daje jasnej odpowiedzi co zrobić z przewinieniami sędziów ID SN. Mieliby je wtedy wyłącznie sądzić ich koledzy z tej samej izby? A jeśli wszystkim trzeba będzie postawić ten sam zarzut dyscyplinarny? Jedno jest pewne: dzięki obecnym „reformom” aktualnej opcji rządzącej i walorom nowych nominatów w SN, przyszłość Sądu Najwyższego bez względu na przyszły wynik wyborczy rysuje się niejasno. Zajmie zaś naprawdę długie lata odbudowa jego autorytetu przy czym - pozostawiając już na boku kwestię legalności trybu ich powołania, upolitycznienie, wątpliwe kompetencje niektórych do sądzenia spraw sędziowskich oraz zastrzeżenia co do pozycji ustrojowej samej izby - nie wydaje się aby było to rzeczywiście możliwe z jej obecnymi członkami.