Senatorska owca Dolly
Niespodziewane zniknięcie z wokandy Trybunału Konstytucyjnego, tuż przed zaplanowaną na dzień 3 stycznia 2019 r. rozprawą, sprawy o sygn. K 12/18, a zatem z wniosku KRS (czy raczej „neoKRS”) w sprawie konstytucyjności jej działania oraz dopuszczalności odwołań od jej decyzji do SN i NSA, dostarczyło sporo spekulacji na temat możliwych motywów tej decyzji. Istniała hipoteza, że było to skutkiem obawy o możliwość uznania werdyktu Trybunału za przyczynek do „polexitu”. Słyszałem też pogląd, że sędziowie z KRS mogli przestraszyć się, skądinąd zasadnie, możliwych konsekwencji prawnych braku ich reakcji na manipulowanie składem owej sprawy przez Prezes TK J. Przyłębską, co rzeczywiście byłoby ewidentnym, poważnym deliktem dyscyplinarnym. W wypadku członków obecnej KRS takim przewinieniem jest już jednak sam udział w tym gremium. Mnie przekonywała teoria, że ujawniła się inna kontrowersja, która zmusiła ją do zdjęcia sprawy z wokandy. Przewidywałem jakąś rozbieżność, nie związaną bynajmniej z główną materią zagadnienia, np. odnoszącą się do wyraźnej sprzeczności zakresu wniosku KRS z istotą konstytucyjnych zadań i uprawnień Rady, wynikających z treści art. 186 ust. 1 i 2 Konstytucji RP. Niedawno pisałem o tym na łamach „Rzeczpospolitej” („Certyfikat z wadą prawną”). Przypomnę tylko, że wniosek KRS, zwłaszcza w części dotyczącej żądania stwierdzenia niekonstytucyjności odwołań od jej uchwał w procedurach nominacyjnych, wykraczał w mojej ocenie poza jej ustrojową kompetencję do inicjowania kontroli konstytucyjnej aktów normatywnych w zakresie, w jakim dotyczą one „niezależności sądów i niezawisłości sędziów”, a przy tym zmierzał do ograniczenia kompetencji sądów względem władzy ustawodawczej i wykonawczej. Tym samym pozostawał w dysonansie do konstytucyjnej roli Rady. Wydaje się, że rozwiązałem zagadkę znikającej wokandy trybunalskiej.
W dniu 15 lutego 2019 r. do Trybunału Konstytucyjnego wpłynął bowiem wniosek grupy senatorów PiS, odnoszący się do tej samej materii co wcześniejszy wniosek Rady. Sprawa o sygn. K 2/19 natychmiast została połączona z zainicjowaną wcześniej przez KRS. Zaskoczenia by nie było, gdyby senatorom partii rządzącej chodziło o jakieś poszerzenie zakresu kontroli konstytucyjnej albo o wzbogacenie wywodów prawnych o jakąś dodatkową argumentację, przeoczoną przez wcześniejszego wnioskodawcę. Tyle, że pismo senatorów PiS jest … kalką wniosku złożonego w końcu listopada 2018 r. przez KRS. Gdyby chodziło o utwór chroniony prawami autorskimi, byłby to plagiat w 100% (!). Identyczna jest cała osnowa żądania i jej uzasadnienie, przywołane są tożsame wzorce kontroli konstytucyjnej. W tekście liczącym 51 stron znalazłem ledwie 2 (!) śladowe korekty redakcyjne. Powielono nawet błędy interpunkcyjne. Reasumując, po niemal 1,5 miesiąca od odwołania rozprawy z dnia 3 stycznia 2019 r. senatorzy PiS nagle zdecydowali się stworzyć prawniczą wersję owcy Dolly i sklonować skargę KRS znajdującą się w TK już od jesieni 2018 r. Pojawia się natychmiast pytanie o przyczynę tej doprawdy niecodziennej sytuacji. Truizmem jest stwierdzenie, że przy założeniu, że poprzedni wniosek był formalnie dopuszczalny, senatorowie PiS nie musieliby dublować poczynań KRS. Wystarczyłoby wszak spokojnie poczekać na końcowy werdykt Trybunału. Jeśli jednak uznamy, że Radzie nieformalnie odmówiono legitymacji do zgłoszenia aż tak daleko idącego żądania, jaki wynika z treści jej wniosku, skutkiem czego było odwołanie rozprawy w TK, logicznym staje się wówczas znalezienie kolejnego podmiotu, który byłby już bezsprzecznie uprawnionym do skutecznego zainicjowania założonej kontroli konstytucyjnej. Na tej zasadzie ujawniło się właśnie rzeczone grono co najmniej 30 senatorów PiS.
Tak dochodzimy do kwestii nie mniej interesującej, a mianowicie pytania: skąd właściwie senatorowie PiS powzięli wiedzę o powodach, które spowodowały zdjęcie z trybunalskiej wokandy sprawy o sygn. K 12/18? Takich informacji w przestrzeni medialnej na pewno nie było, nie podawali też ich przedstawiciele KRS. Prezes TK J. Przyłębska była przez dziennikarzy indagowana o powód odwołania rozprawy w dniu 3 stycznia 2019 r., ale kategorycznie zasłaniała się wtedy tajemnicą narady sędziowskiej. Jeśli wykluczymy mało realną możliwość skorzystania z urządzeń podsłuchowych czy jakichś nadzwyczajnych zdolności telepatycznych, to jedynym logicznym wyjaśnieniem pozostaje, że teoretycznie niejawne motywy owej decyzji, związane z legitymacją KRS, zostały jednak w którymś momencie przekazane politykom partii rządzącej. W efekcie w gronie polityków PiS postanowiono zdublować wniosek Rady rękami własnych senatorów, powielając w 100 % jego pierwotny zakres i treść. Już wcześniej opisywana przeze mnie manipulacja ze składem orzekającym w sprawie sygn. K 12/18 oraz obecna sytuacja ze „starym - nowym” wnioskiem dotyczącym statusu ustrojowego neoKRS i dopuszczalności odwołań od jej uchwał, jasno pokazują jaki niestety będzie werdykt w niniejszej sprawie i na ile (po raz który zresztą?) obecny Trybunał ujawnia zależność od partii rządzącej.
Nietrudno przy tym zauważyć, że mimo pozornej obszerności wywodów jurydycznych, a także bogactwa przywoływanych wzorców konstytucyjnych, w obu bliźniaczych wnioskach wyraźnie dozuje się argumentację przemawiającą za tezą o niekonstytucyjności składu obecnej KRS. Znajdziemy tam więc tylko zarysowane żądanie ustosunkowania się do przecież kluczowej kwestii czy, przy brzmieniu przepisu art. 187 ust. 1 pkt 2 Konstytucji RP, dającym jeszcze w warstwie językowej pole do różnych interpretacji co do tego kto wyłania „sędziowskich” członków KRS, nie powinno się dekodować zakresu owego przepisu również poprzez pryzmat pozostałych reguł wykładni. Zupełnie pomija się postulat zbadania kwestii konstytucyjności ustalonego trybu wyboru „sędziowskich” członków Rady w sytuacji, gdy brak jest w niej w ogóle udziału sędziów apelacyjnych, wojskowych i sędziów Sądu Najwyższego. Sami wnioskodawcy przyznają, że do wyłonienia osób dochodzi faktycznie dopiero na trzecim etapie procedury, a więc głosowania na listę kandydatów złożoną z 15 osób, do którego to etapu przy stworzonej procedurze mogą nigdy nie dotrzeć osoby z niektórych kategorii sądów. Nasuwa się więc wątpliwość, czy powyższy tryb odpowiada literalnemu brzmieniu art. 187 ust. 1 pkt 2 Konstytucji RP (a przecież od tej strony obecny skład neoKRS też był kontestowany). Jeśli zaś sięgniemy tu także po wykładnię funkcjonalną, to pojawia się od razu kolejne pytanie: czemu tylko w tym wąskim zakresie chcemy sięgać po pozajęzykowe reguły interpretacji tekstów prawnych? Próżno odnaleźć też próbę zmierzenia się z poglądem, iż wybór całości składu KRS przez polityków, przy przewadze zawsze w komisji sejmowej przedstawicieli partii rządzącej, prowadzi do realnej możliwości celowego wybierania tylko takich sędziów, którzy zamiast „stać na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów”(art. 186 ust. 1 Konstytucji RP), będą pozostałym władzom, mówiąc kolokwialnie, „iść na rękę”. Z oczywistych powodów politycy nie są przecież zainteresowani wyłanianiem takich sędziowskich nominatów, którzy za moment będą im utrudniać sprawowanie władzy, niezłomnie walcząc o pryncypia własnego urzędu. Dlatego powinni to dla równowagi robić sami sędziowie. Warto przypomnieć, że głosowanie nad listą sędziowskich kandydatów do KRS odbywa się w komisji Sejmu RP, gdzie większość członków stanowią posłowie partii rządzącej, do tego zagwarantowała ona sobie prawo do zgłoszenia aż 9 własnych kandydatów na 15 „sędziowskich miejsc” w Radzie. W uzasadnieniach wniosków nie odnajdziemy próby analizy powyższej sytuacji. Wreszcie, brakuje też postulatu zbadania w Trybunale, przez pryzmat wykładni funkcjonalnej i systemowej, zagadnienia, na ile zdolność tak powołanej KRS do realizacji swojego konstytucyjnego zadania w sferze „stania na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów” dozna uszczerbku, gdy wyłonionymi przez polityków członkami „sędziowskimi” Rady będą prezesi lub wiceprezesi sądów. Tym bardziej musi to niepokoić, gdy w Radzie pojawi się - jak obecnie - przewaga liczebna osób tak uzależnionych finansowo i funkcyjnie od Ministra Sprawiedliwości. Reasumując, oba wnioski celowo pomijają sporo najbardziej kontrowersyjnych zagadnień związanych ze sposobem wyłaniania nowej KRS, pokazując tym samym prawdziwą intencję ich autorów. Są klasyczną „ustawką”, która od strony formalnej ma zalegitymizować obecną neoKRS, a także stworzyć pole do kontynuowania wręczania nominacji sędziowskich na bazie jej uchwał.
Na koniec warto zauważyć, że jeśli faktycznie uznano, że Rada nie była legitymowana do złożenia omawianego wniosku konstytucyjnego bo nie mieścił się on w zakresie „stania na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów”, a faktycznie prowadził do ograniczenia niezależności sądownictwa, to bez wątpienia stało się tak właśnie z powodu jej obecnego składu, wynikającego z nowego trybu wyboru, na skutek którego traci zdolność realizacji tej ustrojowej prerogatywy. Stąd opisane działanie KRS, nieprzypadkowo skopiowane w całej rozciągłości przez polityków PiS. Innymi słowy, sama opisana inicjatywa Rady jest dostatecznym dowodem na błędność tezy, że nowy tryb wyłaniania jej „sędziowskich” członków pozostaje konstytucyjny.