Słowa, słowa, słowa czyli czy minister może więcej
Jakiś czas temu pisałam o wolności słowa w kontekście wypowiedzi dla mediów przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości i sędziów (por. „ Co wolno ministrowi to nie tobie sędzio”). Podkreślałam, że sędziowie w swoich wypowiedziach są ograniczani zasadami wynikającymi z pełnionej funkcji, w tym z kodeksu zasad etyki zawodowej. Politycy, w tym również ci, którzy reprezentują Ministerstwo Sprawiedliwości nie ograniczają się w swoich wypowiedziach ani żadnym kodeksem etyki, ani często zasadami zwykłej przyzwoitości. W związku z tym pomówionym sędziom czy obywatelom przysługuje jedyna dostępna droga – droga sądowa. Tu jak w soczewce widać jak niezbędnym elementem funkcjonowania państwa prawa są wolne i niezależne sądy i niezawiśli sędziowie.
Jako przykład działań ministerstwa może służyć sprawa o ochronę dóbr osobistych, którą to wytoczyła Ministerstwu Sprawiedliwości Pani sędzia Beata Morawiec i nie chodzi mi tu o samą treść orzeczenia, ale o postawę ministra w całej sprawie, zarówno przed wytoczeniem powództwa jak i po przegraniu sprawy w I instancji.
Pani Beata Morawiec – Sędzia Sądu Okręgowego w Krakowie była prezesem tego sądu w latach 2015-2017. Pismem datowanym na dzień 24 listopada 2017 roku Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, odwołał ją z pełnionej funkcji z dniem 26 listopada 2017 roku. Wiadomość o odwołaniu Pani prezes została rozpowszechniona w poniedziałek 27 listopada 2017 roku. W tym samym dniu, we wczesnych godzinach rannych dokonano zatrzymania kilkunastu osób zatrudnionych w administracji sądów apelacji krakowskiej, w tym Dyrektora Sądu Okręgowego w Krakowie i kilku dyrektorów sądów rejonowych z województwa małopolskiego. Na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości zamieszczono komunikat odnoszący się do zatrzymania dyrektorów sądów i do odwołania Prezesa Sądu Okręgowego w Krakowie. W komunikacie tym podano m.in., że „w ocenie Ministra sędzia Morawiec, jako zwierzchnik służbowy dyrektora, nie sprawowała odpowiedniego nadzoru nad działalnością administracyjną Sądu Okręgowego w Krakowie”. Ogólnopolskie media, w ślad za komunikatem Ministerstwa Sprawiedliwości, rozpowszechniały informację o odwołaniu Prezesa Sądu Okręgowego w Krakowie wraz z informacjami o zatrzymaniach urzędników sądowej administracji. Cześć przekazów medialnych wskazywało na osobę sędziego Beaty Morawiec w szerokim kontekście „afery korupcyjnej” w krakowskich sądach oraz powielało przyczyny jej odwołania podane przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Te informacje zdaniem Pani Beaty Morawiec doprowadziły do naruszenia jej dóbr osobistych w postaci dobrego imienia.
Pozwany oczywiście nie uznał powództwa podnosząc, że w zamieszczonej na stronie informacji znalazły się informacje, których treść nie naruszyła dóbr osobistych sędziego Beaty Morawiec oraz, że Minister Sprawiedliwości miał prawo do zamieszczenia takiej treści informacji w kontekście zdarzeń które miały miejsce.
W dniu 30.01.2019 r. zapadło orzeczenie, w ramach którego Sąd I instancji nakazał Ministrowi Sprawiedliwości przeproszenie sędziego za naruszenie jej dobrego imienia i godności sprawowanego urzędu sędziego. Treść orzeczenia była oczywiście dłuższa i zawierała również rozstrzygnięcie w zakresie orzeczonej kwoty zadośćuczynienia na wskazany cel społeczny.
Z informacji medialnych dowiedzieliśmy się, że pozwane Ministerstwo Sprawiedliwości nie jest zadowolone z zapadłego rozstrzygnięcia. Już w dniu 31.01.2019 r., a więc jak mniemam przed doręczenia pisemnego uzasadnienia orzeczenia przez sąd, opublikowało na oficjalnej stronie internetowej tegoż ministerstwa oświadczenie, w którym padają następujące stwierdzenia: „Ministerstwo Sprawiedliwości nie podziela stanowiska Sądu i uważa, że orzeczenie może nieść negatywne konsekwencje dla wyjaśnienia nieprawidłowości ujawnianych w sądach w całym kraju. Przedstawione w uzasadnieniu orzeczenia argumenty faktycznie zdejmują z prezesów wszystkich sądów odpowiedzialność za nadzór nad dyrektorami tychże sądów, mimo że ta odpowiedzialność wynika wprost z przepisów Ustawy – Prawo o ustroju sądów powszechnych obowiązujących przed nowelizacją. Rodzi to na przyszłość niebezpieczne skutki dla rozstrzygnięć w sprawach o charakterze pracowniczym, cywilnym, a nawet karnym, dając możliwość dalszego kwestionowania odpowiedzialności prezesów sądów za brak dostatecznego nadzoru nad dyrektorami. Ma to szczególne znacznie w kontekście prowadzonych postępowań prokuratorskich i sądowych związanych z ujawnianymi w ostatnich latach licznymi przypadkami przestępstw o charakterze finansowym w sądach w całym kraju”.
Treść tego oświadczenia świadczy moim zdaniem przede wszystkim o braku profesjonalizmu. Po pierwsze zostało zamieszczone tuż po podaniu tzw. ustnych motywów rozstrzygnięcia. Nie zaczekano na uzasadnienie pisemne, które zawierać będzie pełne motywy rozstrzygnięcia. Oczywiście każdemu, w tym ministrowi, wolno krytykować orzeczenia sądów, ale winien w tej krytyce zachować pełny profesjonalizm, a nie kierować się emocjami wynikającymi z faktu, że proces ten przegrał. Po drugie, sama treść oświadczenia jest skandaliczna. Moim zdaniem wkracza w sferę niezawisłości sędziowskiej i jest, mam nadzieję, nieudolną próbą wpływania na treść innych orzeczeń zapadających w sprawach obywatel kontra organy władzy publicznej. Bo czym innym jak nie próbą zastraszenia sędziów jest informacja, że treść tego orzeczenia może nieść negatywne konsekwencje dla wyjaśnienia nieprawidłowości ujawnianych w sądach w całym kraju. W jaki sposób to orzeczenie będzie wpływać na inne orzeczenia, tego już ministerstwo nie wyjaśnia. Nie wyjaśnia również minister, w jaki sposób treść tego orzeczenia ma rodzić niebezpieczne skutki dla rozstrzygnięć o charakterze pracowniczym, cywilnym czy karnym. Dalej jest jeszcze gorzej. Pan minister sugeruje, że treść tego orzeczenia ma znaczenie dla toczących się postępowań prokuratorskich i sądowych związanych z ujawnionymi w ostatnim czasie licznymi przypadkami przestępstw o charakterze finansowym w całym kraju. Trzeba w tym miejscu podkreślić, że jeżeli już minister używa takich stwierdzeń, to należy zapytać o konkrety. A mianowicie, ile jest takich postępowań, a przede wszystkim jaki wpływ na ich przebieg ma orzeczenie sądu w tej konkretnej sprawie. Tego oczywiście pan minister również nie raczy nam wyjaśnić. Znowu słowa, które nie są poparte żadnym dowodem, a dodatkowo brak jest tam rzeczy podstawowej dla prawnika, brak jest związku logicznego pomiędzy założoną tezą a rzeczywistością. Czyżby po raz kolejny pan minister ustami swojego rzecznika próbował wywoływać tzw. efekt mrożący? Czyżby starał się sugerować, że sędziowie, którzy będą wydawać tego typu rozstrzygnięcia narażają się na ewentualne postępowanie dyscyplinarne ponieważ utrudniają prowadzanie postępowań w różnych sprawach zarówno przeciwko sędziom jaki i innym pracownikom? Jeżeli moje przypuszczenia są choć w części prawdziwe, to pragnę poradzić panu ministrowi - nie tędy droga! Po pierwsze, sędziowie w większości nie dadzą się zastraszyć o czym świadczą podejmowane uchwały przez samorządy sędziowskie i to w zasadzie od początku funkcjonowania nowego kierownictwa Ministerstwa Sprawiedliwości. Po drugie, sędziowie nie pozwolą sobie, aby ktokolwiek i w jakikolwiek sposób wpływał na treść wydawanych przez nich rozstrzygnięć.
Na koniec jeszcze jedna uwaga. Jeżeli przyjrzymy się orzecznictwu sądów krajowych i ETPCz w Strasburgu to możemy śmiało stwierdzić, przedstawicielom władzy publicznej wolno mniej w tzw. debacie publicznej z obywatelem swojego państwa.
Krytyka władzy publicznej przez obywateli jest pojmowana bardzo szeroko i mieści się w gwarancjach do swobody wypowiedzi ujętej w art. 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i art. 54 Konstytucji. Należy stwierdzić, że osoby podejmujące działalność publiczną w sposób nieunikniony, a zarazem świadomy i dobrowolny, wystawiają się na kontrolę ze strony opinii publicznej. Muszą wykazać zatem większy stopień tolerancji wobec kierowanych pod ich adresem zarzutów. Tego wymaga prawo do otwartej nieskrępowanej debaty publicznej, stanowiącej jedną z podstawowych zasad państwa demokratycznego (m.in. orzeczenie ETPC z dnia 29.03.2005r w sprawie Sokołowski przeciwko Polsce). Sąd Najwyższy również stwierdził, że zakres krytyki wobec osób publicznych jest szerszy niż w stosunku do osób prywatnych (m.in. uchwała 7 sędziów z 18.02.2005 r. III CZP 53/04). Nigdy jednak odwrotnie. Władza publiczna wypowiadając się o obywatelach winna zachować umiar i powściągliwość, a przede wszystkim dbać o fakty i to bez względu na to czy obywatel jest sędzią czy wykonuje inny zawód. Już raz pan minister musiał współobywatela przepraszać za swoje wypowiedzi, a było to w 2007 r. i dotyczyło słynnej wypowiedzi o pewnym kardiochirurgu. To w tej sprawie Trybunał podzielił w większości argumentację sądów krajowych w postępowaniu o ochronę dóbr osobistych przeciwko ministrowi i wskazał, że jego wypowiedź naruszała zasadę domniemania niewinności oraz stanowiła krzywdę dla reputacji skarżącego (skarga nr 36921/07). To orzeczenie, choć nie jedyne, wyraźnie wskazuje jakie ograniczenia w wypowiedziach winna stosować władza publiczna w debacie z obywatelem.
Należy na koniec podkreślić, że sprawa pomiędzy sędzią Beatą Morawiec, a Ministerstwem Sprawiedliwości nie jest jeszcze zakończona, ale to tym bardziej wszelka wstrzemięźliwość zarówno w wypowiedziach, jak i oświadczeniach będzie mile widziana.