Jak żołnierz bez karabinu i z wątpliwym aktem mobilizacji ...
Znając poglądy redaktora Marka Domagalskiego nie zaskoczyła mnie w jego niedawnym felietonie („Najnowsze pytanie SN do TSUE oddala kompromis w sporze o sądy”) krytyczna ocena ostatniego pytania prejudycjalnego siedmiu „starych” sędziów SN, poświęconego statusowi nowych sędziów SN. Autor niestety nie pokusił się o próbę określenia, na czym miałby tu polegać rzekomy kompromis sędziów z rządem ani w jakim zakresie opcja rządząca obecnie w ogóle wykazuje chęć jakichkolwiek dalszych ustępstw. Jeśli gdzieś się cofa w sprawach sądownictwa to przecież właśnie tylko pod presją instytucji europejskich, spowodowaną aktywnością „niepokornych” sędziów.
Skądinąd, praworządność nie jest właściwą materią do zawierania przez sędziów jakichkolwiek kompromisów, bo wydaje się być akurat tym polem, gdzie powinni szczególnie twardo obstawiać przy pryncypiach. Czyżby elastyczność polityczna sędziego stawała się w obecnych czasach przymiotem, a twarda niezłomność - wadą? Jeśli tak, to chyba nic nie wynieśliśmy z tych 30 lat jakie minęły od 4 czerwca 1989 r. A także poprzedzających ową datę strasznych czasów, gdy oczekiwano, że sędzia będzie skazywał na podstawie dekretu o stanie wojennym, nie przejmując się kwestią jego legalności, a komunistyczna władza też żądała od niego swoistego kompromisu: między chęcią trwania w zawodzie, a odczuciami własnego sumienia prawnego.
Gdy jednak w kolejnym felietonie redaktora Tomasza Pietrygi („Sędziowie, już lepiej zakładajcie koszulki”) wyczytałem, że powstrzymujący wysyłanie do neoKRS dokumentów z konkursów na stanowiska sędziowskie zachowują się jak jacyś bandyci biorący podsądnych za zakładników swojej walki o pryncypia, już nie zdzierżyłem. Znowuż nie doczekaliśmy się wyjaśnienia przez autora co sędziom pozostaje w zamian. Czyżby potulna akceptacja łamania prawa? Wzgląd na interes obywatela wymaga zaś, aby jego sprawę osądzono nie tylko szybko, ale też by rozpoznał ją sędzia merytorycznie najlepszy, powołany w sposób legalny, nie wybrany w sposób budzący zastrzeżenia prawne i z powodów politycznych. Dzięki temu podsądny będzie miał większą gwarancję sprawiedliwego wyroku, a zarazem pewność swojej późniejszej sytuacji prawnej. W niedawnym wyroku ETPCz z dnia 12 marca 2019 r. w sprawie Gudmundur Andri Astradsson 26374/18 przeciwko Islandii, Trybunał uznał, że naruszenie krajowych standardów proceduralnych przy procedurze nominacyjnej sędziów naruszało art. 6 Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności i dopatrzył się naruszenia w dowolności i arbitralności procedur nominacyjnych oraz niezachowaniu równowagi pomiędzy władzą wykonawczą i ustawodawczą w procesie nominacyjnym. Pozostawienie obecnych zmian to zatem narażenie Polski na wieloletnie procesy odszkodowawcze, ale też kwestionowanie przez przegrane strony ważności wyroków z tej właśnie perspektywy, ze szkodą dla polskich obywateli… i polskich podatników. Kto będzie płacił te odszkodowania i kto wtedy stronie wytłumaczy konieczność powtórzenia całego procesu, bo poprzedni sąd ostatecznie okazał się nie być odpowiednio obsadzonym? Przecież chyba nie osobiście obaj redaktorzy? Na wyroki TSUE poczekamy ledwie parę miesięcy. Od tej zwłoki polski wymiar sprawiedliwości na pewno się nie zawali, zresztą to Ministerstwo Sprawiedliwości przez dwa lata bezprawnie nie publikowało obwieszczeń o wolnych stanowiskach sędziowskich, ewidentnie „chomikując” etaty w oczekiwaniu na przejęcie KRS. Nie przypominam sobie publikacji redaktora Pietrygi, która by potępiała to - skądinąd bezprawne - zaniechanie ministra Ziobry, niewątpliwie dezorganizujące funkcjonowanie sądów. Aktualnie odczuwamy negatywne skutki właśnie tamtych zaniedbań.
W kontekście funkcjonowania delegacji do sądu hierarchicznie wyższego, potrzeby orzecznicze są zresztą co do zasady wystarczająco zabezpieczane. Dużo większy problem w dużych miastach stanowią, wywołane bardzo niskim poziomem zarobków, stałe braki w obsadzie administracyjnej sądów, jak również nadal nie przeprowadzone reformy proceduralne. Jeśli sędziowie nie będą mieli zapewnionej odpowiednio licznej i kompetentnej obsługi sekretarzy i asystentów, nieważne ilu ich, kiedy i w jakim trybie się dodatkowo mianuje. Tak jak żaden pospiesznie zmobilizowany żołnierz nie przyda się na froncie, jak się go wpierw nie zaopatrzy w działający karabin, tak też sędzia nie osądzi sprawnie sprawy, jeśli nie będą wykonane jego zarządzenia i wysłane powiadomienia oraz gdy nie otrzyma narzędzi proceduralnych, pozwalających mu na szybkie i sprawiedliwe wyrokowanie. Tym bardziej nie przysłuży się taki sędzia polskiemu społeczeństwu, jeżeli będą w przyszłości stale formułowane zastrzeżenia co do jego legalności oraz bezstronności politycznej. Gdy chce się piętnować protestujących sędziów, koniecznym jest zmierzenie się także z powyższymi zagadnieniami.