W którym punkcie jesteśmy? Pytanie do obywateli i sędziów w rocznicę Marszu Tysiąca Tóg.
Amerykański prezydent elekt w swoim historycznym przemówieniu po ataku na Kapitol ludzi przekonanych przez Donalda Trampa o ukradzenie mu miażdżącej przewagi w wyborach mówił o roli praworządności w demokracji. O amerykańskich sądach powiedział, że choć jego poprzednik chciał obsadzić je przyjaznymi sędziami, którzy poprą go bez względu na wszystko, osłupiał – naprawdę osłupiał ponad 60 razy, bo w ponad 60 przypadkach stan po stanie i potem w Sądzie Najwyższym “jego sędziowie” w tym ci, których powołał, działali uczciwie i zgodnie z konstytucją. Sądy stanęły na wysokości zadania.
A jak jest dzisiaj w Polsce?
Wszyscy wiemy, że w Polsce od 1989 r. do 2017 roku ani partia, która wygrała wybory parlamentarne ani wybierany w wyborach powszechnych Prezydent nie mieli decydującego wpływu na wybór sędziów.
Aby taki wpływ sobie zapewnić najpierw w 2016 roku zneutralizowalizowano Trybunał Konstytucyjny, a potem w 2017 roku zmieniono ustawę o Krajowej Radzie Sądownictwa tak, aby zasiadali w niej sami zwolennicy aktualnej partii rządzącej. Następnie przebudowano Sąd Najwyższy tworząc w nim dwie nowe izby obsadzone wyłącznie sędziami z nowego naboru ze wskazania tej nowej upolitycznionej rady, zaś w systemie sądownictwa powszechnego i administracyjnego zaczęto masowo awansować swoich i eliminować niepokornych.
Efekt - prawie pełna dominacja partii rządzącej nad trzecią władzą. Nie oznacza to oczywiście, że w Polsce nie ma szans na żadne osłupienie w kwestii orzeczeń sędziów powołanych przez obecną władzę, ale raczej będzie to dotyczyło jednostkowych spraw i pojedynczych sędziów.
Drugą różnicą jest uwikłanie samych sędziów w nowostworzony układ. Wszyscy, którzy zgodzili się objąć stanowiska ze wskazania neo-KRS mają przecież świadomość, że występując przeciwko stworzonemu monopolowi władzy występują de facto przeciwko sobie. I tu jednak należy rozróżnić awanse, których bez nowego układu by nie było i te, które w normalnych okolicznościach nie budziłyby wątpliwości.
Jestem przeciwniczką legitymizowania upolitycznionego systemu konkursowego przez czynne uczestniczenie w nim, ale wierzę że przynajmniej część sędziów, którzy się na to zdecydowali uważa, że w godzinie próby pozostanie niezawisła. Życzę im tego z całego serca.
Wbrew pozorom okazji do wykazania się niezależnością może być coraz więcej. Im bardziej państwo ogranicza swobody i wolności obywatelskie tym więcej obywateli będzie poszukiwać ochrony w sądach, także tych podstawowego szczebla. Druga seria spraw to zarzuty i postępowania wobec przeciwników i konkurentów politycznych. To także ciężka próba dla polskich sądów i polskich sędziów.
Oczywiście nie zawsze orzeczenie przeciwko władzy jest niezależne, a zgodne z jej oczekiwaniami polityczne. Rolą sędziego jest całkowite odseparowanie się od tak rozumianego podziału. Orzekamy zgodnie z prawem i sumieniem bez względu na to kto nas powołał, popiera i czego oczekuje.
W Polsce wobec sędziów powołanych przed wymianą KRS, a zwłaszcza wobec sprzeciwiających się tzw. reformie wymiaru sprawiedliwości formułowany jest zarzut wspierania opozycji. Jednak chyba wszyscy rozumiemy, że oparcie się naciskom opozycji, która nie ma do zaoferowania kariery, stanowisk czy intratnych dodatków finansowych ani nie kontroluje postępowań dyscyplinarnych nie wymaga specjalnego heroizmu. Zdecydowanie trudniej jest w drugą stronę.
Wracając do pytania, w którym momencie w sprawie zmian w polskim wymiarze sprawiedliwości dzisiaj jesteśmy, zaryzykuję odpowiedź, że jeszcze może wydarzyć się wszystko.
Walec toczy się, ale wciąż napotyka na opór. Opierają się nieliczni, ale złapali się za ręce i nie chcą zejść z jego drogi. Można bezczynnie się przyglądać, odwrócić plecami albo dołączyć.