Nowy trend w zarządzaniu łódzkimi sądami
Minęło kilka tygodni od zmiany kierownictwa X Wydziału Gospodarczego Sądu Okręgowego w Łodzi. Wydział przechodzi metamorfozę, bo nagle okazuje się, że wszystko jest możliwe. Prezes Sądu Okręgowego zapewnia I instancji gospodarczej bezprecedensowe wsparcie. Do X Wydziału został delegowany drugi referendarz sądowy (w żadnym innym wydziale Sądu Okręgowego w Łodzi nie ma referendarza), przyszedł sędzia delegowany na wakujące miejsce, rozpisano „konkurs” na trzy (!) dodatkowe delegacje dla sędziów rejonowych. Działania te świadczą o całkowitej zmianie podejścia prezesa Sądu Okręgowego w Łodzi do pracy X Wydziału Gospodarczego. Kiedyś były tylko oczekiwania poprawy wyników słabnącymi siłami Wydziału. Teraz Wydział może liczyć na każde wsparcie, czasem chyba nawet ponad poziom realnych potrzeb.
Niewątpliwie X Wydział Gospodarczy Sądu Okręgowego w Łodzi powinien uzyskać wsparcie, bo sytuacja kadrowa do łatwych nie należy. Od lat w Wydziale około połowy obsady stanowią sędziowie rejonowi, którzy utknęli na długotrwałych delegacjach. Przez niemal dwa lata wstrzymano możliwości awansu (nie pojawiło się żadne obwieszczenie o wolnych stanowiskach sędziowskich). Kiedy wreszcie obwieszczenie ukazało się, od razu na 18 etatów, neo KRS uznał, że ciężka praca i dobre wyniki orzecznicze sędziów delegowanych nie mają znaczenia. Do awansu wskazano innych, którzy w wielu przypadkach przez środowisko byli oceniani źle, bardzo źle lub tragicznie. Jednemu z sędziów nie przedłużono delegacji, jeden odszedł w stan spoczynku. Czyli Wydział raczej był osłabiany niż wzmacniany. Prezes Sądu Okręgowego zmienił swoje nastawienie, kiedy uznał, że najważniejsze jest udowodnienie – jest nowy przewodniczący, musi być sukces, bo to ja wybrałem tę osobę. W kategoriach profesjonalizmu zarządzania takiego podejścia nie można oceniać pozytywnie. Nie ma w nim wielowątkowej analizy sytuacji Wydziału i Sądu. Mamy przecież etatyzację, która pokazuje ile etatów sędziowskich potrzeba do efektywnej pracy jednostki. Ostatnie „konkursy” na delegacje abstrahują od poziomu etatyzacji, co oznacza, że inne piony orzecznicze mogą być stratne, bo pewnie pojawi się konieczność przesunięć etatowych. Strata może być tym większa, że za etatami sędziowskimi powinny iść etaty urzędnicze i asystenckie. Trzeba też zapewnić pokoje i sale rozpraw. Jedna zmiana wywołuje następną, czasem rodzi prowizorki i by-passy, które zaburzają kulturę instytucjonalną instytucji publicznej. Nie można też nie zauważać, że nadmierne korzystanie z delegacji skutkuje istotnym pogorszeniem sytuacji w sądach rejonowych, które własnych wakatów nie mogą pokryć żadnymi delegacjami. Czyli jeszcze więcej pracy dla tych, którzy zostają w osłabionym sądzie rejonowym. W przypadku tych konkretnych delegacji zgłosili się kandydaci tylko z jednego sądu – Sądu Rejonowego dla Łodzi Śródmieścia w Łodzi i to prawie wszyscy z tego samego wydziału. Jeśli do tych delegacji dojdzie, będzie to ogromny problem dla sędziów, którzy zostaną z większym obciążeniem. Można przez delegacje „łatać dziury” w Sądzie Okręgowym w Łodzi, ale poprawiać etatyzację na poziomie okręgu kosztem sędziów rejonowych, to jest już grube nieporozumienie. Sposób rozumowania prezesa Błońskiego pozostaje w sprzeczności z zasadą, która została wyrażona w art. 77 § 1 pkt 1 ustawy z dnia 27 lipca 2001 r - Prawo o ustroju sądów powszechnych (tekst jedn. Dz.U. z 2019 r. poz. 52), zgodnie z którym delegacja wchodzi w grę tylko w szczególnie uzasadnionych wypadkach. Decyzja o delegowaniu musi mieć na względzie racjonalne wykorzystanie kadr sądownictwa powszechnego oraz potrzeby wynikające z obciążenia zadaniami poszczególnych sądów.
Sytuacja w X Wydziale Gospodarczym przeczy tezie, że dla kierownictwa Sądu Okręgowego w Łodzi liczą się wyłącznie względy merytoryczne. Prezes Błoński raczej stawia na swoim i nie liczy się z konsekwencjami dla całej podległej mu struktury organizacyjnej. Pewnie uważa, że nie musi brać pod uwagę żadnych uwarunkowań, bo jego współpraca z Ministerstwem Sprawiedliwości i rzecznikami dyscyplinarnymi układa się „modelowo”, co – jak sam powiedział w czasie jednego ze zgromadzeń sędziowskich – jest miarą jego skuteczności. Ta skuteczność jest jednak bardzo wycinkowa. To strategia odgruzowywania jednych przez zasypywanie innych. Ci inni będą mieli więcej pracy i mniej wsparcia. Sąd dysponuje ograniczonym zasobem dóbr. Dzielenie ich bez wizji funkcjonowania całości, to tylko nerwowe ruchy krótką kołdrą.