Bajka o Pałacu Sprawiedliwości i zawistnych ludziach
Bajka o Pałacu Sprawiedliwości i zawistnych ludziach.
Dawno, dawno temu w pewnym królestwie był sobie Pałac Sprawiedliwości.
W Pałacu zasiadali najwybitniejsi spośród wybitnych specjalistów. Służyli swoją wiedzą i kompetencją ku dobru wszech obywateli. Nie znaleźli się tam z przypadku. Nie znaleźli się tam bo musieli. Nie zasiadali tam bo ktoś im nakazał. Zanim trafili do Pałacu musieli wykazać się najwyższymi cnotami i najwyższymi umiejętnościami. Ich sądy i opinie były powszechnie szanowane a to co pisali oraz mówili stawało się prawem i busolą dla innych parających się tą samą dziedziną. I choć bywało, że sądy i opinie nie zawsze były zrozumiałe dla ludu, to Ich autorytet pozostawał niezmienny z tej oto przyczyny: niezależności szanowanej i uznawanej jako opoka. Spory będące sensem ich służby, były toczone zawsze ku dobru ogólnemu, nigdy dla poskromienia apetytu zdobycia poklasku. Cnota niezależności jaką posiadali zaczęła jednak z czasem uwierać zawistnych ludzi. Zawistni uważali, że wiedzą lepiej, mogą więcej a nade wszystko niezależność Pałacu jest nikomu niepotrzebna. Niezależność – mawiali – krępuje tylko poczynania innych. Jednym słowem ,,wolnoć Tomku w swoim domku”.
Nastał onegdaj czas, gdy zawistnicy zdobyli klucze do Pałacu Sprawiedliwości i zaczęli go urządzać po swojemu co w ich mniemaniu było lepszym oraz jak mawiali sprawiedliwym ( niemal sprawiedliwym). Na nic zdawały się rady polihistorów, na nic opinie tęgich umysłów. Jak zawistnicy ustalili, tak czynili. Zawistnicy rozpoczęli swoje zmiany, krok po kroku rujnując to co przez lata budowali wybitni specjaliści. Tychże zaczęli zastępować kuglarzami i wiernymi pretorianami obiecując stanowiska i nobilitacje a Pałac traktując jako własny przybytek. Lud widząc, że zawistnicy burzą ład wyległ tłumnie na place licznych grodów podnosząc rumor; no bo jakże to tak, to nasz Pałac – krzyczano – wspólny. Nasz.
Eksperci z królestwa i ościennych terytoriów słali petycje do zawistników by zaprzestali burzenia, by nie niszczyli, by podjęli dialog. Na nic to się zdało.
Zawistni czynili co im się wymarzyło. Ich wola miała się stać prawem.
Okres burzenia Pałacu trwa i trwał i trwał. Niewielu już ufało osądom nowych zarządców Pałacu i choć tamże pozostało kilku wybitnych specjalistów to głos rozsądku ginął w rwetesie dochodzącym z wnętrza budynku.
Nastał galimatias. Zamęt okrutny.
Niezależność zastąpiło kumoterstwo a buta i pycha nowych zarządców pchała królestwo ku przepaści.
Kiedy wydawało się, że już wszystko obrócono w perzynę i autorytet Pałacu zdeptano do cna, wydarzył się cud: nowi władcy Pałacu i ich pryncypałowie utracili posłuch u ludu.
Widząc nieukontentowanie ludu zaczęli zawistnicy czmychać, jeden po drugim z Pałacu. Jedni z bojaźni, inny ze wstydu a jeszcze kolejni powodowani ambicyjkami na lepsze jutro. Ci co z bojaźni czmychali widzieli zawczasu bezprawie, strach ich dopadł przed gniewem a być może infamią. Ci którym wstyd nakazał odwrót okazali zasadniczo chęć odpokutowania. Ci zaś co we własnych interesie dokonali rejterady, tym dano możliwość stanięcia w prawdzie i poddania się osądowi bogini sprawiedliwości.
Czy to bajka czy nie bajka Drogi czytelniku, osądź sam a tymczasem…
…do Pałacu Sprawiedliwości powrócił duch niezależności. Odbudowa autorytetu trwa.
A obywatele królestwa? Co z nimi drogi narratorze?
Choć nadal nie wszyscy rozumieli meandry rzemiosła specjalistów, pojęli jedno: bez niezależności i wiedzy wybitnej nie sposób stawiać fundamentów.