Dusiowe bajanie
Kiedyś narzekałem, że w prokuraturze brak barwnych, nieszablonowych, wesołych postaci. Bo był tylko Bogdan Wiem Lepiej Niż Sądy Święczkowski i długo nic. Ale nie miałem racji. Pan Jarosław Duś, prokurator Jarosław Duś to postać niesamowita. Nie był nigdy sędzią, uczestniczył czynnie w izbiarskim bezprawiu i ciągle mu mało. Oto bowiem prokurator Duś zapragnął poorzekać sobie w Izbie Karnej SN. Ale nie tak po prostu. Pan Jarosław Duś zażądał podania się do dymisji przez prezesa Izby Karnej. Co więcej, wrażliwemu panu prokuratorowi nie odpowiadają zarządzenia prezesa Laskowskiego o niewyznaczaniu neosędziów do składów z legalnymi sędziami. Pan Jarosław puścił przy tym wodze swej fantazji porównując te, skądinąd słuszne, decyzje do getta ławkowego.
Panie Jarosławie, nie-sędzio, Duś! Jeśli mogę Panu coś życzliwie poradzić, to na Pana miejscu byłbym ostrożny z metaforami odnoszącymi się do mebli. Sam Pan wie z jakich powodów. Ale skoro Pan już zaczął, to należy się Panu kilka słów wyjaśnienia, bo najwyraźniej na lekcjach historii musiał Pan być pochłonięty czymś zupełnie innym aniżeli nauką. A więc zjawisko getta ławkowego praktykowane w latach 30 na polskich uniwersytetach wynikało z antysemityzmu, który niestety zapuszczał wówczas dość mocno korzenie w społeczności akademickiej. Dla studentów pochodzenia żydowskiego wydzielano osobne ławy w aulach wykładowych. Ta obrzydliwa praktyka zasadzała się na segregacji ludzi wedle ich pochodzenia. Wynikało to z rasistowskiego i antysemickiego założenia, że oto ci żydowscy studenci zajmują miejsca dla tych prawdziwych Polaków. Tak to w skrócie ujmując wyglądało.
Porównując się do tych, którzy wówczas, w latach 30 doświadczyli na własnej skórze, antysemityzmu wystawia się Pan na zwykłą śmieszność i politowanie.
Przecież dla wszystkich ludzi zachowujących elementarną uczciwość intelektualną, wreszcie dla wszystkich (a jest ich naprawdę większość w naszym kraju) dla których Zbigniew Ziobro nie jest alfą i omegą i autorytetem prawnym, jest oczywistym, że ani Pan, ani Pańska koleżanka pani Bednarek (podobnie jak pozostali państwo z izby dyscyplinarnej) nie jesteście żadnymi sędziami Sądu Najwyższego. Nie jesteście nimi, bo nigdy nimi nie zostaliście. Tak wiem, w kręgach zbliżonych do Pana Prezydenta i partii rządzącej, popularne są tezy o łasce uświęcającej, która spływa na osobę powołaną przez Głowę Państwa. Wedle tych teorii, nie ważne jest łamanie prawa, nie jest ważne naruszenie wszelkich reguł. Liczy się podpis Pana Prezydenta. A przecież tak nie jest. Jako, że może Pan nie pamiętać tego z lekcji historii, coś Panu przypomnę. Był sobie kiedyś taki koń, nazywał się Incitatus. Boski Cezar Kaligula miał według historycznych przekazów wprowadzić go do Senatu. Nie tak po prostu, ale wynosząc do godności senatora. No cóż, zrobił to bo mógł, bo jak by ktoś zaprotestował, to by życie stracił. Ale Panie Jarosławie, zna Pan jakąś uchwałę rzymskiego Senatu z udziałem Incitatusa ? Ja nie znam. Z tej prostej przyczyny, że mimo woli Cezara, Incitatus nie został tak naprawdę nigdy pełnoprawnym, legalnym senatorem.
Osoby nielegalnie powołane, w nieuczciwych konkursach prowadzonych przez nielegalnie powołaną, upolitycznioną i zależną od polityków neokrs, nigdy nie staną się sędziami Sądu Najwyższego. Sędzią SN nie zostaje się dzięki bliskim związkom ze złotoustym ministrem. Tak więc ani Pan, ani Pana koleżanka pani Bednarek ani inni znajomi z izby dyscyplinarnej nie są teraz traktowani tak a nie inaczej, z racji urodzenia czy pochodzenia, ale z powodu własnych wyborów. Wziął Pan świadomie udział w nieuczciwej procedurze naboru do SN. Nie przeszkadzało Panu, że postępowanie prowadzi upolityczniona, powołana w sposób sprzeczny z Konstytucją Krajowa Rada Sądownictwa. Zasiadał Pan w gremium niebędącym sądem w rozumieniu prawa polskiego i europejskiego. Sam, z własnego wyboru, został Pan pracownikiem izby dyscyplinarnej. Pana wybór ma takie konsekwencje, że nie tylko nie może być Pan uważany za sędziego SN, ale nigdy nie zostanie Pan sędzią. Bo kto uczestniczy w bezprawiu, w zamachu na nasze prawo do niezależnego Wymiaru Sprawiedliwości, nie spełnia wymagań jakich oczekujemy od sędziego. A SĘDZIA to nie funkcjonariusz Zbigniewa Ziobry. To naprawdę nie jest to samo.
A jeśli mimo wszystko nadal będzie Pan roił o tym, że jest sędzią SN, to mam dla Pana mały upominek filmowy. Prawdziwą perełkę. Pomoże Panu zrozumieć własne położenie. Otóż mało kto wie, że w 1962 roku Włosi, z sobie znanych powodów, nakręcili jedyną w swoim rodzaju adaptację powieści Ogniem i mieczem. To naprawdę jest coś niesamowitego. Cuda prawdziwe tam się dzieją, dość luźno powiązane przy tym zarówno z realiami epoki jak i w ogóle z treścią pierwszej części Trylogii. Wybrałem dla Pana fragment z blondwłosym Bohunem, głaszczącym małpkę i ucinającym sobie miłą pogawędkę ze Skrzetuskim. Filmowy pułkownik kozacki ma tyle wspólnego z literackim pierwowzorem, co Pan z sędzią Sądu Najwyższego. Mam nadzieję, że wyraziłem się dość jasno.
Miłego oglądania i dużo zdrowia życzę.