Łukasz, Robię Co Chcę w Sądach, Piebiak
To nie jest jakieś tam przeoczenie ministra sprawiedliwości czy też jego zastępcy przy delegowaniu sędziego do orzekania w sądzie wyższego rzędu. Błąd ekssędziego, a obecnie polityka Piebiaka jest kwintesencją sposobu postępowania obecnej władzy wobec Wymiaru Sprawiedliwości, a w szczególności ministerstwa sprawiedliwości pod rządami Zbigniewa, Zawsze Mam Rację, Ziobro. Ujmując rzecz w kilku słowach:
- arogancja
- jawna, silna i uparta wrogość wobec środowiska sędziowskiego
- odrzucenie idei niezależności sądów
- afirmacja dla ręcznego sterowania sądami
- poczucie bezkarności
- niekompetencja i brak refleksji nad długofalowymi konsekwencjami podejmowanych działań
Wyznawcy tych zasad i pseudowartości skupili się wokół złotoustego ministra Zbigniewa. Dobrą chemia jaka panowała między ministrem, a jego pomocnikiem, Łukaszem Piebiakiem nie może dziwić. Sfrustrowany niespełnionymi ambicjami awansu do sądu okręgowego, niemający większościowego poparcia w „Iustitii”, żądny władzy, zaszczytów i apanaży świetnie odnalazł się w nowej politycznej roli.
Im bliżej ktoś był podsekretarza Piebiaka tym lepiej. Obrońcy z postępowania dyscyplinarnego, koledzy i przyjaciele, małżonkowie i partnerzy przyjaciół. Nikt z tego grona nie mógł być pokrzywdzony. Złote czasy zapanowały w II połowie 2017 roku. Polityk Piebiak niczym udzielny pan na włościach, namiestnik wielkiego księcia niesprawiedliwości Zbigniewa Ziobry był w swoim żywiole. Odwoływał prezesów i wiceprezesów sądów w całej Polsce po uważaniu i tak samo mianował nowych w ich miejsce. Robił jak chciał, bo mógł. Bo złe, szkodliwe i sprzeczne z Konstytucją prawo mu na to pozwalało, a Zbigniew Ziobro dał mu wolną rękę.
Nie inaczej było z delegacjami. Jak wiemy sądy apelacyjne w Warszawie i Rzeszowie, a już szczególnie ich wydziały karne nie mogły się doczekać takich speców nad specami jak panowie sędziowie Drajewicz i Puchalski. Brak jakiegokolwiek doświadczenia w orzekaniu w sądzie okręgowym nie stanowił żadnej przeszkody dla powierzenia im zadania kontrolowania wyroków w sprawach, w których sami nigdy nie orzekali. Łaska uświęcająca wiceministra wystarczy. Ale polityk Piebiak przeszarżował. Wymyślił sobie formułę delegacji jakiej ustawa nie przewidziała.
Ta nieudolność podsekretarza stanu z ms jest znamienna. Przecież nie chodziło o delegowanie według kryterium kompetencji. Do funkcji prezesa SO w Rzeszowie kolega pana Puchalskiego dodał mu prestiżowy bonus – orzekane w sądzie apelacyjnym na czas zajmowania prezesowskiego fotela. A że prawo nie zna takiej formuły delegowania? Tym gorzej dla prawa!
Niedawno Klub Dyskusyjny im. Zbigniewa Ziobry zwany także neokrs-em uznał, że nic tak nie przysłuży się Naczelnemu Sądowi Administracyjnemu jak wzmocnienie go o Łukasza Piebiaka. Życie potwierdziło słuszność wyboru klubowiczów z Rakowieckiej. Swoiste wyczucie administracyjne, to coś co pan Piebiek ma po prostu we krwi.
A idol ekssędziego – Zbigniew, Zawsze Mam Rację, Ziorbo marzy po nocach i dniach, żeby sędziowie byli jak uniżona służba bądź zastraszeni zarządcy nowego plenipotenta Dyzmy.
Panie Zbyszku, życie to nie serial, a sędziowie to nie personel!