Pan doktor naucza

https://www.rp.pl/Sedziowie-i-sady/306299969-List-otwarty-Kamila-Zaradkiewicza-do-Dziekana-Wydzialu-Prawa-UW.html

Pan doktor habilitowany Kamil Zaradkiewicz minął się ewidentnie z powołaniem. Jak się bowiem okazuje jego rzeczywistym, prawdziwym i takim, jakby to ująć, przyrodzonym powołaniem jest bycie nauczycielem. Praca ważna, odpowiedzialna, w Polsce ciągle niedoceniana. Niestety panu doktorowi Kamilowi słabo to wychodzi. Może dlatego, że zamiast nauczać, zabrał się za pouczanie? Nie jestem specjalistą od nowoczesnych metod nauczania, ale z dawnych lat, gdy do szkół uczęszczałem, pamiętam że kilka razy mnie i kolegów nie tylko nauczono ale i pouczono, co zresztą wyszło nam na zdrowie. Tak więc w pouczaniu przez nauczyciela nie zawsze musi być coś złego. Problem pojawia się wtedy, gdy domorosły nauczyciel chce pouczać ludzi bardziej świadomych rzeczy, bardziej wyrobionych i lepiej znających dziedzinę w której pouczający chce zabłysnąć.

Najpierw doktor Kamil próbował pouczać sędziów Trybunału Konstytucyjnego, że ich wyroki, niezależnie od tego co tam w Konstytucji zapisano, muszą podlegać jakiemuś zatwierdzeniu czy kontroli, najlepiej oczywiście politycznej. Ta pierwsza przygoda dydaktyczna nie bardzo wyszła panu doktorowi, tak że w efekcie musiał zmienić szkolę, w której chciał innych pouczać.

Ponieważ w Naftporcie (kontrolowanej przez rząd firmie wykonującej przeładunki ropy naftowej i produktów naftowych w Porcie Gdańskim) pilnie potrzebowano specjalisty z zakresu prawa cywilnego obeznanego z zagadnieniami konstytucyjnymi, pana doktora powołano do rady nadzorczej tej zacnej firmy. Decyzja ministra skarbu państwa przypadkiem zapadła 8 dni po tym, gdy na łamach dziennika Rzeczpospolita pan Zaradkiewicz podjął próbę pouczenia sędziów TK o tym jak to z tymi wyrokami TK naprawdę jest i dlaczego ktoś musi je kontrolować. Nie wiadomo czy w portowej spółce pan doktor miał okazję kogoś nauczać czy też pouczać, ale faktem jest, że długo miejsca tam nie zagrzał.

Po trzech latach przerwy przyszedł moment powrotu do tak ulubionej dydaktyki. Oto bowiem pan prezydent powierzył panu Zaradkiewiczowi, niebędącemu sędzią SN, prowadzenie obrad Zgromadzenia Ogólnego Sędziów SN. Jak panu doktorowi to wyszło widzieliśmy wszyscy. Dość powiedzieć, że sędziowie SN (proszę nie mylić z osobami podającymi się za sędziów SN) okazali się na pouczenia pana Zaradkiewicza dość odporni. Może te efekt ich jakiś ułomności intelektualnych? Bo nie śmiem podejrzewać pana doktora o wybór złych metod dydaktycznych.

Dziś zaś mamy swoiste zwieńczenie kariery dydaktycznej pana doktora. Oto krnąbni pracownicy naukowi Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego ośmielili się poddać pod dyskusję na Radzie Wydziału kwestię powołania Pierwszego Prezesa SN i kwestię kampanii nienawiści wobec osób LGBT. Z przyczyn zrozumiałych tylko dla pana doktora Zaradkiewicza poczuł się on w obowiązku również i to grono pouczyć. Póki co nie wiemy z jakim skutkiem.

Panie Doktorze habilitowany Kamilu Zaradkiewiczu ! Całe rzesze prawników w trybunałach w Luksemburgu i Strasburgu oczekuje na to by ktoś ich skutecznie nauczył i pouczył, że praworządność w Polsce nie jest łamana, a niezależność sądów i niezawisłość sędziów jest niczym niezagrożona. Proszę się nie krępować. Oni tam doczekać się nie mogą.

Może inspiracją dla Pana będzie ten ponadczasowy utwór grupy Pink Floyd, który Panu dedykuję.

We don’t need no education
We don’t need no thought control
No dark sarcasm in the classroom
Teachers leave them kids alone

Okiem Sędziego
Okiem Sędziego
Głos przedstawiciela III władzy, sędziego praktyka z kilkunastoletnim doświadczeniem
Przejdź do oryginalnej publikacji