Ziobręta, subiektywny przegląd

W polskim Wymiarze Sprawiedliwości są, niestety, sędziowie, czy też osoby uważające się za sędziów, dla których punktem odniesienia na ich drodze zawodowej jest minister Zbigniew, Zawsze Mam Rację, Ziobro. Dokonując, przyznaję że mocno subiektywnego przeglądu, ziobrąt, wyróżniłem następujące ich odmiany:

  • ziobręta wzmożone – to osoby przejęte rolą jaką mogą odegrać u boku ministra Ziobry w dziele pełnego podporządkowania sądów i sędziów. Ludzie ci zdają się szczerze wierzyć w dobre intencje złotoustego ministra. Za zło wcielone uważają stowarzyszenia Iustitia i Themis oraz każdego sędziego, który ma odwagę i siłę przeciwstawić się upodobnianiu naszych sądów do tych z Rosji czy Białorusi. Do tej grupy zaliczyłbym Przemysława W. Radzika i Macieja Nawackiego. To funkcjonariusze o niespożytej energii w szkodzeniu tym, którzy nie godzą się na ziobrowe sądy. Ludzie tego pokroju sprawiają wrażenie, że mogliby robić to co robią nawet za darmo. Ale może się mylę. W końcu dodatek służbowy za bycie prezesem SR w Olsztynie czy wiceprezesem SO w Warszawie to są całkiem przyjemne pieniądze.
  • ziobręta skrzywdzone – to osoby, które doznały w przeszłości rzeczywistych lub (najczęściej urojonych) krzywd. Reprezentatywnym przykładem jest tu oczywiście polityk Łukasz Piebiak. Postępowania dyscyplinarne (zakończone w większości pozytywnie dla zainteresowanego) stały się powodem (czy raczej pretekstem) do odegrania się na całym polskim sądownictwie, bez względu na koszty.
  • ziobręta zapobiegliwe – to osoby dbające bardzo starannie o swój wysoki status materialny. Wskazać warto Dariusza, Nie Ma Mnie w Sądzie, Drajewicza. Legendarnego już eks wiceprezesa Sądu Okręgowego w Warszawie. Człowieka, z którym sama ówczesna prezes SO w Warszawie Joanna Bittner nie wiedziała co ma robić, więc dla świętego spokoju zleciła mu współpracę z ławnikami. Przez czas pełnienia swojej funkcji pan Dariusz zapracował na przyzwoity samochód (36 miesięcy pobierania dodatku służbowego, szacowanego na około 3.000 zł daje okrągłe 100.000 zł)
  • ziobręta sfrustrowane – to ludzie, którzy z sobie znanych tylko powodów, zdecydowali się na realizację chorych wizji Zbigniewa Ziobry. Dobrym przykładem będzie nie-sędzia Piotr Niedzialak (ceniony sędzia wydziału odwoławczego karnego w SO w Warszawie, później sędzia SA w Białymstoku, prezes tego sądu) czy rzecznik Piotr Schab (cieszący się opinią pracowitego, dobrego sędziego SO w Warszawie). Bliżej nieznane przykre wydarzenia z ich życia (może brak należytego uznania i poważania w środowisku?) skłoniły ich do złych wyborów, w których ze szkodą dla nas wszystkich uparcie trwają.
  • ziobręta wycofane – to sędziowie, nieudzielający się publicznie, stojący nieco z boku. Osoby te cieszą się swoimi funkcjami, kandydują (i awansują za sprawą neokrs) do wyższych instancji. Milczą, ale przecież w zasadzie w pełni akceptują system stworzony przez pana Zbyszka, system dający im profity, prestiż (wątpliwy) i wygodne życie. A zasady?. Hm…a co to jest? Oni są jak pewien polityk z tych co teraz rządzą. Głosował za niszczeniem niezależności sądów, ale się nie cieszył. Michał Bukiewicz, prezes SR Warszawa Praga Południe. Nie cieszy się, ale korzysta.
  • ziobręta konradowskie – chodzi mi oczywiście o „Konrada Wallenroda” i jego bohatera. Jedno z takich ziobrąt, w randze wicedyrektora departamentu w ministerstwie sprawiedliwości spotkałem latem 2018 roku ze świeczką w ręku pod Sądem Najwyższym. Krótka nasza rozmowa (przyznaję mało przyjemna) miała charakter prywatny, nazwisko zachowam zatem dla siebie. Umysł ludzki jest nieodgadniony. Za dnia od 8 do 16 za kilka tysięcy ekstra pracuję dla Zbigniewa Ziobry pomagając mu przygotowywać pomysły niszczące polskie sądy, a wieczorem kontestuję te działania. Ludzie tacy zapewne szczerze wierzą, że to grupa szeregowych posłów (bez udziału ministra i jego pomocników) przygotowała projekty ustaw o SN, KRS i sądach powszechnych.
  • ziobręta dowcipne – tu prym wiedzie sędzia, do której mam pewną słabość i naprawdę lubię o niej pisać. Mam na myśli oczywiście Dagmarę Pawełczyk-Woicką, prezesa Sądu Okręgowego w Krakowie. Pani prezes Dagmara pochłonięta jest ściganiem sędziowskiej szajki, grasującej w gmachu krakowskiego sądu i rozwieszającej obrazoburcze plakaty. Oprócz tego pani prezes Pawełczyk-Woicka ma jeszcze jedną pasję, a mianowicie walkę z Waldemarem Żurkiem, sędzią jej sądu. Przyznam jednak, że nie doceniłem prezes Dagmary. Wstrząśnięta do szpiku kości słowami sędziego Dariusza Mazura, który określił postępowanie prezes Małgorzaty Manowskiej, przywracające do pełnego działania izbę dyscyplinarną, jako zbrodnię sądową, postanowiła niepokornemu sędziemu dać ostatnią szansę. Tu mała dygresja. Kraków i Krakusi są naprawdę fajni, tacy oryginalni. U nas w Warszawie, to rach, ciach, represja, kara (o Olszynie już nawet nie wspomnę), żadnych dyskusji. A w Krakowie taki rzecznik prasowy stowarzyszenia Themis może wyrazić na zacnym forum kolegium krakowskiego Sądu Okręgowego żal i ubolewanie z powodu swoich jakże niewłaściwych słów. Elegancko. Bukmarzerzy w Warszawie za jedną złotówkę postawioną na to, że kolega Mazur złoży sędziowską samokrytykę płacą ponoć po 1000 zł.

Nie sposób nie wspomnieć o bardzo licznej grupie półziobrąt. To ci nieświadomi tego co się dzieje, sprytne gapy. Zapracowani, zabiegani, zajęci pracą i rodziną, spłacający kredyty. Są to sędziowie tak zaabsorbowani bez reszty codzienną prozą życia, że nie zauważyli zamachu na TK, KRS, SN. O izbie dyscyplinarnej coś tam słyszeli, a nazwisko Tuleya czy Juszczyszyn mylą się im z nazwiskami znanych aktorów czy piosenkarzy. Półziobręta badzo się boją przeciągów. Nie otwierają okien w swoich gabinetach z obawy żeby prezesów nie przewiało.

Drogie ziobręta wszelkich w/w odmian (i te jeszcze nienazwane) coś dla Was. Jak słucham tej przewrotnej piosenki Łez , to jestem w stanie prawie zrozumieć Wasze ciepłe uczucia do ministra. Jak to szło?

To ja Zbigniew się nazywam…

Okiem Sędziego
Okiem Sędziego
Głos przedstawiciela III władzy, sędziego praktyka z kilkunastoletnim doświadczeniem
Przejdź do oryginalnej publikacji