Usunąć skutki zła.

Bacznie obserwuję dyskusje toczone w mediach tradycyjnych i elektronicznych oraz na forach społecznościowych na temat przywracania w naszym kraju fundamentów praworządności. O ile można dostrzec - co budujące - daleko idącą wspólnotę celów, o tyle - co niepokojące - coraz silniej rysują się głębokie różnice co do dróg, jakimi należy do tych celów zmierzać. Zasadnicza linia podziału zdaje się przebiegać pomiędzy stanowiskiem prezentowanym przez stowarzyszenia sędziowskie, a może nawet, bardziej generalnie, przez te szerokie rzesze sędziów, którzy w ostatnich latach starali się stać na straży prawego prawa, a stanowiskiem zajmowanym przez osoby także dostrzegające nieprawości etapu, który przechodzi do historii, ale które nigdy nie wykonywały funkcji sędziowskich i choćby z tej tylko przyczyny obcy może im być sędziowski nie tyle punkt widzenia, ile sędziowski sposób myślenia, czyli głównie przez polityków. Jest to sytuacja, w mojej skromnej ocenie, bardzo niebezpieczna, by nie użyć słowa dramatyczna.

Owo zapętlenie polega na tym, że w postawie tych sędziów, którzy poza suchym lex dostrzegają także ius, dominuje przekonanie, iż - po pierwsze - konieczne jest nazwanie zła złem, ale - po drugie - konieczne jest wyciągnięcie z tak dokonanej oceny elementarnych konsekwencji w postaci usunięcia bezpośrednich skutków tego, do czego zło doprowadziło. Nie oznacza to, że tak rozumujący sędziowie całkowicie odrywają się od rzeczywistości i nie zważają na jakiekolwiek argumenty o bardziej pragmatycznym charakterze, a najlepszym dowodem tego jest dostrzeganie przez nich potrzeby zróżnicowania sytuacji osób, które nie liczyły się z racjami konstytucyjnymi i traktatowymi w pogoni za osobistymi korzyściami i ambicjami od sytuacji tych, którzy zostali postawieni przed niezwykle trudnym wyborem ewentualnej rezygnacji z wejścia do zawodu, jak i docenianie potrzeby ochrony stabilności orzeczeń. Podobne albo wręcz identyczne postawy prezentują te osoby ze świata nauki, czy – szerzej – spoza środowiska sędziowskiego, które dostrzegają olbrzymie niebezpieczeństwo związane zarówno z tym, że w chwili, gdy jest to już możliwe, zło nie zostanie prawidłowo zdiagnozowane i nazwane, ale w równej mierze i z tym, że z powodów czysto pragmatycznych jego ocena zostanie niejako „rozmyta” w nie do końca jasnych, czy nadmiernie skomplikowanych i długotrwałych procedurach. W postawie polityków dominuje natomiast przekonanie, że pragmatyzm jest o wiele ważniejszy od idei, a w konsekwencji, że co prawda warto nazwać zło złem, ale jednocześnie warto być może przejść nad tym złem do porządku dziennego co najmniej w tych wypadkach, w których usunięcie bezpośrednich jego skutków mogłoby wiązać się ze znacznymi kłopotami/trudnościami realizacyjnymi.

Obawiam się, że politycy nie do końca rozumieją - może zresztą lepszym określeniem byłoby, iż nie do końca czują - owo sędziowskie spojrzenie nie tylko na nazywanie zła właściwym imieniem, ale i na potrzebę realnego rozliczenia zła. Nie chcę bowiem dopuszczać myśli, że owo sędziowskie spojrzenie lekceważą. Może warto zatem w tym historycznym momencie przypomnieć, że od sędziów zawsze - i słusznie - oczekiwano właśnie „czegoś więcej”, niż tylko suchego pragmatyzmu. Wymagano od nich - i słusznie - nie urzędniczego spojrzenia na przepisy, ale wydobywania z przepisów ducha prawa. Apelowano do nich - równie słusznie - o myślenie wartościami konstytucyjnymi i traktatowymi. W konsekwencji, może warto obecnie dołożyć wszelkich starań, aby zrozumieć także owo sędziowskie spojrzenie na potrzebę nazwania zła, połączone z potrzebą usunięcia jego korzeni, jakby to spojrzenie było niewygodne i trudne w realizacji.

Bardzo, ale to bardzo obawiam się skutków owego „pęknięcia poglądów” i wręcz nie chcę dopuszczać myśli, aby mogło ono prowadzić do nowego konfliktu między legislatywą i egzekutywą a judykatywą. W moim przekonaniu, społeczeństwo nie byłoby w stanie tego ani zrozumieć, ani wybaczyć.

Stanisław Zabłocki
Stanisław Zabłocki
sędzia Sądu Najwyższego w stanie spoczynku, w latach 1991–2014 członek Państwowej Komisji Wyborczej, w latach 2016–2020 prezes Sądu Najwyższego kierujący Izbą Karną