System uzależniania sądów od władzy politycznej

Przyznaję, że początkowo wiadomość o akcji dyskredytowania sędziów, którą koordynował Łukasz Piebiak nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Od dawna nie miałem złudzeń, że na szczeblu centralnym podejmowane są działania, które mają zniszczyć autorytet sędziów i uzależnić sądy od świata polityki. Wypowiedzi prominentnych polityków obozu władzy, kampania billboardowa, wymiana prezesów i dyrektorów sądów, zmiany w prawie itd., itp. Do tego dochodziły działania w przestrzeni internetowej. Wypowiedzi MalaEmi w mediach społecznościowych i jej powiązania z sędziami znane były od dłuższego czasu. KastaWatch i inni uderzali w sędziów z wykorzystaniem informacji służbowych, które pozyskiwali w dziwnym trybie. Po pewnym czasie dotarło do mnie, że coś jednak zmieniło się. W miejsce przypuszczeń pojawiło się trochę faktów, odsłonięto technologię upodlania. Wybiło szambo. Szersza publiczność poczuła woń tego, co do tej pory dotykało sędziów. Może teraz łatwiej będzie uwierzyć, że to nie jest czysta gra. Władza zmienia ustrój z użyciem argumentu siły, a nie siły argumentów. To jest gra faulem, przeciwieństwo fair play.

Dlatego, niezależnie od obrzydliwości działań podejmowanych wobec sędziów, sprawę ataków na sędziów trzeba widzieć szerzej. Łukasz Piebiak był ważnym ogniwem tworzenia alternatywnego, sprzecznego z prawem i logiką, rozumienia konstytucyjnej zasady niezależności sądów. Najpierw przebudował kadrę Ministerstwa Sprawiedliwości. Coraz więcej wiemy na temat sędziów, którzy podjęli się pracy na ministerialnych delegacjach. Kompetencje merytoryczne tych osób nie miały żadnego znaczenia. Liczyło się wykonywanie poleceń. To ważne, bo dzięki temu można prowadzić aktywną politykę nagradzania tych, którzy sędziowskie zasady łatwo sprzedają za przyśpieszenie realizacji ambicji zawodowych i poprawę warunków finansowych. Widać to w polityce delegacji do sądów wyższego rzędu, rozdawaniu stanowisk w rozmaitych komisjach. Kolejnym krokiem była wymiana prezesów sądów. Proces ten nadzorował Łukasz Piebiak, który korzystając ze znajomości środowiska miał możliwość wyłuskiwania „sędziów wyklętych” i karierowiczów. W ogromnej większości przypadków udało się trafić na odpowiednie osoby. Dzięki wymianie prezesów otworzyła się droga do rozdawania stanowisk w sądach i gnębienia niepokornych sędziów przez pozbawianie funkcji, przenoszenie do innych wydziałów i inicjowanie postępowań dyscyplinarnych. Kolejnym krokiem było wyselekcjonowanie sędziów, którzy przejęli KRS. Znalezienie kandydatów, którzy dadzą się wybrać politykom i sędziów, którzy udzielą im poparcia, to akcja wyraźnie koordynowana przez Ministerstwo Sprawiedliwości. KRS zasilili przede wszystkim sędziowie związani z Ministerstwem Sprawiedliwości, nowi prezesi sądów i ich rodziny (jak, np. przewodniczący KRS – brat prezesa jednego z sądów). Akcja musiała być skomplikowana, bo dzisiaj ukrywa się przed obywatelami nazwiska sędziów, którzy wzięli udział w publicznej procedurze obsadzania konstytucyjnego organu państwa. Lista FUNKCJONARIUSZY PUBLICZNYCH popierających kandydatów do KRS jest jedną z największych tajemnic władzy. Ta przedziwna procedura pozwoliła zapanować nad procesem nominacji sędziów. Znowu można nagrodzić zaufanych… tym razem awansami do wyższych szczebli sądownictwa. Nawet przejście z sądu rejonowego wprost do Sadu Najwyższego nie jest niczym nadzwyczajnym (kiedyś mawiano „nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera”; czasy się zmieniają, ale metody pozostają). No tak. Narody nagrodami, ale każdej marchewce musi towarzyszyć kij. Temu służyło zbudowanie od podstaw postępowania dyscyplinarnego. Rzecznicy dyscyplinarni i Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego, to kluczowe elementy tego systemu, które obsadzili ludzie na różne sposoby powiązani z Ministerstwem Sprawiedliwości. Łukasz Piebiak, szef zespołu odpowiadającego za politykę dyscyplinarną wobec sędziów, i w tym zakresie miał spore wpływy. W konsekwencji tych wszystkich działań – i jeszcze wielu innych, których nie da się ująć w jednej zwięzłej wypowiedzi – domyka się system budowania nowych elit w podporządkowanym politykom sądownictwie. Tworzy się system wiernych beneficjentów zmian i gnębienia krytyków znoszenia niezależności sądów.

Bliska koszula ciału, więc tytułem przykładu odniosę powyższe uwagi do łódzkiego podwórka. W trzech największych sądach okręgu mamy prezesów, którzy zgodzili się na objęcie funkcji ze wskazania Ministra Sprawiedliwości przy zlekceważeniu opinii środowiska. Sąd Okręgowy w Łodzi ma prezesa, który uzyskał negatywne oceny pracy wyrażane w procedurach informacji rocznej i sprawozdania z działalności sądu. Prezes ten poddaje pod opiniowanie kandydatów na sędziów, chociaż właściwy organ samorządu sędziowskiego wstrzymał się z opiniowaniem. W konsekwencji wiceprezes Sądu Okręgowego, jedyny głosujący, zastępuje opinię organu, który składa się ze 120 sędziów. W neoKRS procedury konkursowe do łódzkich sądów wygrywają – z nielicznymi wyjątkami – osoby o fatalnych lub złych opiniach zawodowych i ze śladowym poparciem zgromadzeń. Na delegacje do Sądu Okręgowego w Łodzi przychodzą osoby cenione przez neoKRS, ale niekoniecznie przez środowisko sędziowskie. Jak na dłoni widać lokalny system tworzenia beneficjentów zmian. Z drugiej strony w okresie prezesury Michała Błońskiego mamy wszczętych tyle postępowań dyscyplinarnych wobec sędziów naszego okręgu, że… pogubiłem się w rachunkach.

Hejt, zwłaszcza ten sterowany przez władzę, jest okropny i niesłychanie bulwersuje. Nie można jednak koncentrować się tylko na tym aspekcie działań inspirowanych, podejmowanych lub koordynowanych przez Łukasza Piebiaka. Nie traćmy z pola widzenia całości sytuacji wymiaru sprawiedliwości, psutego działaniami byłego wiceministra. Pamiętajmy, że prezesi sądów zostali powołani w procedurze naruszającej zasadę niezależności sądów. Nowy KRS obsadzono w sprzeczności z Konstytucją, która nie przewiduje wyboru sędziów przez polityków. Dodatkowo procedura wyboru sędziów została przeprowadzona z naruszeniem zasady transparentności działania władzy publicznej. Musimy znać osoby popierające kandydatów do KRS, wiedzieć czy są tam hejterzy powiązani zawodowo z Łukaszem Piebiakiem, osoby zależne od Ministra Sprawiedliwości. Wadliwie wybrany organ nie może przeprowadzić prawidłowej procedury nominacyjnej na wolne stanowiska sędziowskie. Nowy system odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów, z instytucjami obsadzonymi ludźmi powiązanymi na różne sposoby z kierownictwem Ministerstwa Sprawiedliwości, nie spełnia wymogów konstytucyjnych, a w najbliższych tygodniach okaże się – jestem o tym przekonany – że także europejskich. Obywatele, media i prawnicy nie mogą być obojętni na działania destabilizujące państwo prawa. Afera, która doprowadziła do dymisji Łukasza Piebiaka postawiła wymiar sprawiedliwości w centrum uwagi. Trzeba wykorzystać ten moment do przypomnienia o standardach ustrojowych, których pogwałcenie jest wielkim zagrożeniem dla praw obywatelskich.

Krzysztof Kacprzak
Krzysztof Kacprzak
sędzia Sądu Okręgowego w Łodzi