Historyczne analogie

Lektura artykułu sędziego dr K. Wytrykowskiego z Izby Dyscyplinarnej SN na temat ustroju owej izby („Czy Izba Dyscyplinarna jest sądem wyjątkowym?) skłania do polemicznego komentarza.

Wypada spuścić zasłonę milczenia na przywołanie przez autora jego pytania do Trybunału Konstytucyjnego – biorąc pod uwagę obecne standardy pracy tego gremium. Obrazowo opisała je niedawno sędzia TK w stanie spoczynku prof. M. Pyziak-Szafnicka („Nowa rola Trybunału Konstytucyjnego”). Nie sądzę, aby autor pytania nie zdawał sobie z tego sprawy, jak również jakiego rozstrzygnięcia należy zatem oczekiwać po organie, do którego skierował swoje pytanie. Co zatem orzeknie Trybunał Konstytucyjny, już z grubsza wiadomo. Istotne jest bardziej jak obiektywnie status Izby Dyscyplinarnej SN wygląda od strony prawnej i faktycznej.

Wyobraźmy sobie twór wewnątrz sądownictwa przeznaczony do zadań politycznie istotnych dla obecnie rządzących. Składający się z wyselekcjonowanego aktywu orzeczniczego związanego ze środowiskami owych rządzących, grupujący podzielających identyczne przekonania, tudzież na tyle elastycznych aby się dostosować do ich oczekiwań. Obsadzony przez polityków (bezpośrednio lub pośrednio) w tym właśnie celu i w tym właśnie składzie. Wyodrębniony organizacyjnie na tyle aby nawet wewnątrz danego sądu cieszyć się wyjątkową autonomią, nie zagrożoną działaniami pozostałych sędziów. Którego członków obdarzy się szczególnym zaufaniem rządzących, a z racji specjalnego przeznaczenia jednostki obciążenie pracą będzie tam dużo mniejsze niż w innych, dając czas na np. pracę naukową, przy wyjątkowych przywilejach finansowych. Będzie taki sąd jeszcze zwykłą jednostką sądownictwa czy już właśnie „sądem wyjątkowym” w rozumieniu art. 175 ust. 2 Konstytucji RP?

Utworzoną Izbę Dyscyplinarną wyposażono w ogromną autonomię: instytucjonalną, finansową, nawet medialną. Odesłać tu należy do szczegółowych rozwiązań ustawy o Sądzie Najwyższym i jego regulaminu. Faktem jest, że takiego statusu nie ma w polskim wymiarze sprawiedliwości – w ramach szerszej instytucji - żadna inna jednostka organizacyjna.

Kognicja Izby Dyscyplinarnej obejmuje całość spraw dyscyplinarnych sędziów i prokuratorów, rozstrzyganie o zezwoleniach na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej lub tymczasowe aresztowanie, dodatkowo też np. spraw pracowniczych sędziów SN, odnośnie przeniesienia ich w stan spoczynku czy odwołań od uchwał KRS. W założeniu sędziowie owej izby trzymają zatem w garści los zawodowy sędziego i prokuratora każdego sądu powszechnego i Sądu Najwyższego oraz dowolnej jednostki prokuratury (nie wspominając np. o kasacjach od orzeczeń pozostałych sądów korporacyjnych). Jak bliskie jest to koncepcjom politycznym polskiej prawicy, pokazuje porównanie z art. 145 ust. 2 projektu konstytucji PiS z 2010 r. („Sędzia, którego dotychczasowe postępowanie świadczy o niezdolności lub braku woli rzetelnego sprawowania urzędu, może zostać złożony z urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej na wniosek Rady do Spraw Sądownictwa wyrażony w uchwale podjętej większością 3/5 ustawowej liczby członków Rady po przeprowadzeniu określonego w ustawie postępowania z udziałem osoby, której dotyczy. Akt Prezydenta Rzeczypospolitej nie podlega zaskarżeniu”). Nowa izba SN stanowi faktycznie odpowiednik tego rozwiązania – przy założeniu, że funkcję docelowej Rady do Spraw Sądownictwa tymczasowo przejmie – do czasu zmiany ustawy zasadniczej - właściwie obsadzony najwyższy sąd dyscyplinarny.

Skład Izby Dyscyplinarnej SN nie jest przypadkiem, tak jak nie było nim zrezygnowanie z dotychczasowych zasad wyboru sędziów do nowej KRS przez PiS gdy okazało się, że ekipa Ł. Piebiaka i spółki nie jest w stanie porwać sędziów rejonowych i okręgowych aby ci wybrali odpowiednią liczbę sprzyjających PiS reprezentantów do Rady. W efekcie wybrano politycznie do neoKRS niemal wyłącznie sędziów mniej lub bardziej jawnie sprzyjających partii rządzącej, tudzież odpowiednio nieodpornych na oferowane funkcje i dodatki. Ceną były oddanie przez nich partii rządzącej Sądu Najwyższego, w tym zwłaszcza Izby Dyscyplinarnej SN. Nie ma żadnego przypadku w tym, że 15 sędziów neoKRS nagle zagłosowało tu na same osoby związane ze środowiskami prawicy i aż na 6 (100 % startujących z tej grupy zawodowej !) prokuratorów Z. Ziobry. Wybranymi sędziami (pierwotnie ledwie 2) są ci o poglądach wyraźnie prawicowych (zwłaszcza właśnie dr K. Wytrykowski). Niczego tu nie zmieniła dodatkowa selekcja nowych 6 kandydatów do ID SN.

Chociaż powołania na urząd sędziego SN teoretycznie są do sądu, zwraca uwagę, że konkursy prowadzone były jednak osobno dla każdej izby. W art. 131 ustawy o SN przewidziano przy tym szczególny tryb powołania na urząd sędziego SN Izby Dyscyplinarnej, faktycznie wyłączając możliwość przeniesienia się do niej w rozsądnym czasie któregoś ze „starych” sędziów. Było to teoretycznie możliwe „do dnia obsadzenia po raz pierwszy wszystkich stanowisk” w ID SN, ale uzależniono też od zgody Prezesa Izby Dyscyplinarnej SN. Równocześnie jednak starano się obsadzić od razu całość wolnych stanowisk. Pierwotny konkurs zakończył się więc wyborem aż 12 kandydatów na wszystkie 12 miejsc (dwie osoby nie zostały potem sędziami ID SN tylko z uwagi na nagłośnione przez media zastrzeżenia formalne lub etyczne). Drugi konkurs wyłonił też od razu kandydatów na wszystkie wakujące miejsca. Dotychczasowych sędziów SN na długi czas realnie pozbawiono zatem możliwości zostania członkami tej szczególnej izby. Pokazuje to rzeczywiste intencje opisanego rozwiązania. Chodziło o obsadzenie w całości tego podmiotu wyłącznie określonymi osobami, związanymi ze Zjednoczoną Prawicą oraz Zbigniewem Ziobrą – co następnie uczyniono.

Jednocześnie od początku założono możliwość swobodnego wyznaczania składów orzekających przez Prezesa ID SN. W starej ustawie o SN składy dyscyplinarne losowało Kolegium SN spośród sędziów wszystkich izb. W obecnej nieprzypadkowo (bo przecież losowanie składów było jedną ze sztandarowych reform PiS w sądach powszechnych) akurat w SN nagle zrezygnowano z tego rozwiązania. W rezultacie prezes izby miał mieć pełną swobodę w wyznaczeniu składu sprawy. Jakie to ma znaczenie, pokazuje sytuacja w TK, gdzie obecność art. 38 ust. 1 ustawy o organizacji i trybie postępowania przed Trybunałem Konstytucyjnym naraża J. Przyłębską na stałe (i w pełni zasadne) zarzuty bezprawnego manipulowania składami. Dopiero przypadki niedopuszczania nowych sędziów do orzekania skłoniły Prezydenta A. Dudę do takiej zmiany Regulaminu SN (zresztą wbrew treści przepisu odsyłającego) aby składy wyznaczać w kolejności alfabetycznej. Nastąpiło to jednak dopiero po czasie, a brak podobnego rozwiązania w samej ustawie o SN wiele mówi o ówczesnych intencjach.

Analiza wokand prowadzi do wniosku, że obciążenie pracą nowych sędziów ID SN jest niewspółmiernie małe w stosunku do warunków pracy pozostałych sędziów SN. Jurydyczna zawiłość i obszerność rozpoznawanych tam spraw są z zasady niewielkie (porównując: w Izbie Karnej SN występują też np. kasacje w ogromnych sprawach zorganizowanych grup przestępczych). Utworzenie 10 – osobowej osobnej izby nie miało zatem uzasadnienia z perspektywy zakresu zadań. Tym bardziej docelowe powiększenie jej aż do 16 sędziów da się uzasadnić wyłącznie chęcią osadzenia w SN odpowiednio licznej kadry zaufanych sędziów, których obdarzy się wyjątkowo komfortowymi warunkami pracy i ogromną autonomią.

Poza dużą dozę czasu wolnego, jaką dzięki temu dysponują sędziowie ID SN, zwraca uwagę ich ogromne uprzywilejowanie finansowe. Zaznaczenia tu wymaga, że na tle reszty sądownictwa UE polscy sędziowie SN cieszą się od dawna ponadprzeciętnie dobrym statusem materialnym, znajdując się na 5 miejscu od góry pod względem wysokości własnego wynagrodzenia w relacji do średnich rocznych zarobków krajowych. Gdy bowiem w Polsce sędzia SN zarabia 5,9 średniego wynagrodzenia, jego hiszpański odpowiednik zarabia 4,7, czeski 4,4, francuski 3,2, a niemiecki tylko 2,3 (dane z opracowania Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości z 2016 r. o sądownictwie Polski na tle pozostałych krajów UE). Dodatkowo, na tle wynagrodzeń orzeczników we własnych krajowych sądach powszechnych, sędzia polskiego SN znajduje się na trzecim miejscu w Unii, zaraz za Włochami i Francją. Przyznanie dodatku 40% do pensji sędziego SN i w rezultacie zarobki rzędu 30.000 zł (o takich się mówi) – patrząc w relacji do średniego krajowego wynagrodzenia – proporcjonalnie postawiły zatem sędziów ID SN w absolutnej elicie finansowej sądownictwa UE względem społeczeństwa danego kraju wspólnotowego.

Reasumując, stworzono jednostkę organizacyjną, w której starannie wyselekcjonowani sędziowie, powiązani przynajmniej światopoglądowo z obecną władzą, żyją jak przysłowiowe pączki w maśle, ciesząc się zaufaniem tejże władzy i decydując o losach zawodowych pozostałych polskich prawników. Czy w przeszłości w łonie Sądu Najwyższego istniało coś podobnego? Nietrudno odgadnąć co z historycznej perspektywy instytucjonalnie najbardziej przystaje do opisu na wstępie. Oczywiście skala działania i metody (na razie) nie te co pewnej niesławnej sekcji, ale nikt nie zaprzeczy, że był to - w świetle dzisiejszych standardów ustrojowych – właśnie sąd wyjątkowy.

I tyle z tych historycznych analogii.

Tomasz Krawczyk
Tomasz Krawczyk
sędzia Sądu Okręgowego w Łodzi