„Dziś sądy działają szybciej”… ?

To jest cytat z nowego spotu reklamującego Fundusz Sprawiedliwości. Wiele już powiedziano i napisano o tym, że jest to statystycznie nieprawdziwe twierdzenie. Z liczbami się nie dyskutuje i nie zamierzam kolejny raz przytaczać danych i analiz matematycznych. Chcę jednak krótko opisać z mojej perspektywy aktualne działanie systemu wymiaru sprawiedliwości.

Najkrócej jak umiem zrobiłbym to tak: „pracy przybywa, a rąk do pracy ubywa”…

Wpływ spraw w poszczególnych kategoriach rośnie, albo co najwyżej pozostaje niezmieniony. Nawet jeżeli pewne kategorie spraw zdarzają się rzadziej – np. sprawy lustracyjne w wydziałach karnych, to w ich miejsce rośnie liczba innych spraw – np. sprawy o odszkodowanie za niesłuszne pozbawienie wolności czy zastosowanie innych represji. Globalnie na pewno nie następuje jakiekolwiek odprężenie w dziedzinie wpływu spraw do sądów.

Znacząco maleje natomiast efektywność ich rozpoznawania. Wynika to po pierwsze, ze zbyt małej ilości sędziów do ich rozpoznawania. Ktoś powie, że przecież w innych krajach, często większych od Polski jest mniej sędziów i sobie radzą. O tak, tylko tam nikt do sądu nie idzie i nie uruchamia całej procedury w sprawie o sikanie czy spożywanie piwa w miejscu publicznym! Nikt nie idzie do sądu z reklamacją butów, której sprzedawca nie chciał uwzględnić itp. Z tego co słyszymy wakatów na stanowiskach sędziowskich jest ok. 500 w skali kraju. Zamiast je zapełniać, albo reformować system poprzez odchudzenie sądów z niektórych spraw, powołuje się kilkunastoosobową Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego, która w orzekaniu na pewno nie pomoże…a koszty generuje potężne.

Problem jednak nie tylko w ilości sędziów, ale w ich „wykorzystaniu”. Kiedyś mówiono, że jest zbyt duża liczba sędziów funkcyjnych…dziś znacząco ją powiększono. Każda funkcja wiąże się ze zmniejszeniem procentowego wskaźnika przydziału spraw – od 10 % aż do 90%. Jak dziś patrzę na ilość prezesów, wiceprezesów, przewodniczących wydziałów i ich zastępców, wizytatorów, rzeczników, koordynatorów, wykładowców KSiPu, komisarzy i przeróżnych innych diabłów, to jako liniowy sędzia zaczynam się czuć jak jakiś relikt, eksponat… a co niektórzy koledzy zaczynają patrzeć na mnie jak na nieudacznika…. Proszę mnie źle nie zrozumieć, ja nie mam nic przeciwko moim kolegom funkcyjnym. Ich stanowiska wygenerował chory system. To nie ich wina. Większość z nich naprawdę ciężko pracuje na swoich stanowiskach… tyle, że mniej orzeka. Obywatele przecież nie oczekują od sądów świetnej działalności statystycznej, sprawozdawczej czy edukacyjnej, a sprawnego orzekania w ich sprawach! Do tego dodać można jeszcze bardzo liczne delegacje do Ministerstwa, których kryteria nigdy jasne i przejrzyste nie były. W efekcie, szary sługa winnicy pańskiej, czyli liniowy sędzia musi dźwigać na swych barkach olbrzymie ilości spraw. Trudno się dziwić, że czasem zdrowie siada, czasem ma się już dosyć. Znowu trzeba sprawiedliwie podkreślić, że tak było od wielu lat…tyle, że sytuacja ta się pogarsza.

Nie zważając na skutki praktyczne wprowadzono System Losowego Przydziału Spraw (SLPS) jako lekarstwo na przydzielanie spraw po znajomości albo po to, żeby sprawę „skręcić”. Nie wiem skąd autorzy tego pomysłu czerpali inspirację, ale ja nie spotkałem się z takimi patologiami. System przydziału spraw wg. Kolejności i alfabetycznej listy sędziów doskonale się sprawdzał i powodował równe obciążenie w wydziałach. SLPS zasługuje na odrębny artykuł, a ilość absurdów w nim zawarta przekracza ramy tego tekstu. Wystarczy powiedzieć, że z pewnością nie wpływa on pozytywnie na sprawność rozpoznawania spraw, a w wielu przypadkach przewleka postępowania – choćby z uwagi na trudności w wyznaczeniu sesji w wylosowanych składach wieloosobowych.

Nieliczne zmiany w procedurze, często wprowadzane pod wpływem partykularnych potrzeb, inspirowane sprawami medialnymi czy konkretnymi kazusami, czynią więcej zamieszania w systemie niż indywidualnego pożytku.

Dodatkowym czynnikiem deprymującym jest atmosfera pracy. Jak się ma czuć zmotywowany sędzia, który słyszy że jest komunistą, złodziejem wiertarek, tłustym kotem itp? Jak ma efektywnie i entuzjastycznie orzekać, jak widzi szalejących rzeczników dyscyplinarnych, którzy zanim jeszcze go wysłuchają już zamieszczą w mediach komunikat, że postawili mu zarzuty? Jak ma się starać, kiedy widzi że awansują i dostają delegacje przeważnie ci, którzy są wierni albo mają prominentnych znajomych, a nie ci co ciężko pracują?

No cóż, efekt jest na razie wyczuwalny intuicyjnie, a wkrótce także będzie jaskrawo widoczny statystycznie. Czy jednak na kimś to zrobi wrażenie?…

Już tam majsterkowicze w Ministerstwie Sprawiedliwości albo grupa światłych posłów przygotuje jakiś legislacyjny klej czy łatę, która doraźnie dziurę zatka. Już nowi prezesi kolanem dopchną do biurek szyje przewodniczących wydziałów, a ci – częściowo ze strachu o stołek, częściowo w trosce o statystykę – sesji dołożą, ilość spraw zwiększą i jakoś to będzie. To nic, że finalnie obywatel ucierpi, bo jego sprawa, jako jedna z dziesięciu na sesji będzie osądzona szybko i „po łebkach”… Jak będzie się skarżył to mu się powie, że to ci sędziowie są winni…! I znowu w glorii chwały będzie można powiedzieć: „ dziś sądy działają szybciej!”…

Naprawdę tak chcemy?…