Zarządzam i nakazuję. Co z tego wynika?

Obywatele potrzebują sprawnych sądów. W ich interesie, w interesie Państwa, jest wymiar sprawiedliwości dość szybki, ale i maksymalnie sprawiedliwy. Szybkość i sprawiedliwość rzadko idą w parze. Działamy szybko, kiedy formalizujemy postępowania. Wtedy strony mają głównie obowiązki i muszą trzymać się terminów. Potknięcie proceduralne przekreśla szanse na korzystny wyrok, a więc sprawiedliwość jest na drugim planie. Trzeba zastanowić się nad pożądanym modelem postępowań sądowych. Jednak na początek warto zdać sobie sprawę ze stanu obecnego i postawić pytania dotyczące wpływu sposobu zarządzania sądami na sprawność postępowań.

Sądy toną w sprawach. Miliony nowych spraw rocznie nakładają się na pozostałości z lat poprzednich. Oczywiście większość z nowych spraw kończy się szybko. Nawet bardzo szybko. Wielką ilość spraw załatwiają referendarze sądowi. Niektóre z tych spraw są poważne i wymagają wysokiego poziomu profesjonalizmu, ale wiele jest spraw drobnych, które często załatwiane są prawie natychmiast (rozmaite wzmianki i wpisy w księgach, rejestrach). Także sędziowie czasem orzekają w sprawach drobnych, które łatwo skończyć błyskawicznie, bo nie wymagają skomplikowanego postępowania dowodowego. Orzeczenia w takich sprawach są standardowe i raczej nie są zaskarżane, a więc nie wiążą się ze sporządzaniem pracochłonnych uzasadnień. Statystycznie szybkie załatwienia spraw drobnych, których jest zdecydowanie więcej niż spraw poważnych, podciągają ogólny wynik wymiaru sprawiedliwości. Tu dochodzimy do sedna sprawy. Sądy mogą koncentrować się na drobiazgach, które dają złudzenie sprawności i efektywności. W takim systemie poważne sprawy „leżą odłogiem”. Obywatele muszą godzić się na coraz dłuższe oczekiwanie na rozstrzygniecie spraw bardziej skomplikowanych. Nie mam wątpliwości, że dzisiaj wybrano ten model funkcjonowania, który w niektórych sądach wzmacniany jest niewłaściwymi działaniami kadry zarządzającej. Dlatego warto przyjrzeć się działaniom kadry kierowniczej, które wprost przekładają się na poziom obciążenia sędziów i rzeczywistą efektywność sądów. W tym przypadku na plan pierwszy wybijają się dwa zjawiska. Pierwsze z nich, to obciążanie sędziów dodatkowymi obowiązkami, które nie należą do sfery orzeczniczej. Drugie, wiąże się z naciskiem na ilość zakończeń w całkowitym oderwaniu od poziomu obciążenia sędziów i rzetelnej efektywności sądów.

Dodatkowe obowiązki, które nakładane są na sędziów w oczywisty sposób utrudniają realizację pracy orzeczniczej. Działania te prezesi i przewodniczący wydziałów często podejmują w oderwaniu od podziału czynności i bez zgody sędziego, co oznacza złamanie nie tylko dobrych obyczajów, ale także przepisów. Dodatkowo poddanie się tym działaniom wymusza się postępowaniami dyscyplinarnymi. Tak było w przypadku sędziego Rafała Maciejewskiego, któremu postawiono zarzut dyscyplinarny w związku z odmową poddania się zarządzeniu prezesa obligującemu do wykonywania czynności przewodniczącego wydziału. Nie można zgodzić się z poglądem, że faktyczne wykonywanie obowiązków przewodniczącego wydziału, to czynności administracyjne, które należą do obowiązków sędziowskich. To ewidentne nadużycie. Każdy sędzia ma określony podział czynności na dany rok. Z podziału czynności wynika także, jakie dodatkowe czynności wykonuje sędzia, łącznie z planem zastępstw i dyżurów. Plan zastępstw sędziów przygotowuje się na podstawie art. 22a § 1 pkt 3 ustawy z dnia 27 lipca 2001 roku – Prawo o ustrój sądów powszechnych (tekst jedn. Dz. U z 2019 r., poz. 52, zwanej dalej „u.s.p.”). Stanowi on element podziału czynności, który sporządza się przy uwzględnieniu specjalizacji sędziów, asesorów sądowych i referendarzy sądowych w rozpoznawaniu poszczególnych rodzajów spraw, konieczności zapewnienia właściwego rozmieszczenia sędziów, asesorów sądowych i referendarzy sądowych w wydziałach sądu i równomiernego rozłożenia ich obowiązków oraz potrzeby zagwarantowania sprawnego postępowania sądowego. Unormowanie to ewidentnie odwołuje się do czynności orzeczniczych, a także sprawności postępowania. Jego rozwinięcie stanowi § 2 pkt 6 rozporządzenia Ministra Sprawiedliwości z dnia 23 grudnia 2015 r. Regulamin urzędowania sądów powszechnych (Dz.U. z 2015 r. poz. 2316 ze zm., zwanego dalej „Regulaminem”), który przesądza, że użyte w tym akcie pojęcie „zastępowanie” odnosi się do art. 45 § 1 u.s.p., a więc zastępstwa w czynnościach orzeczniczych sędziego. Orzeczniczy charakter podziału czynności potwierdza § 48 ust. 1 pkt 1 i 2 Regulaminu, nakazujący uwzględnienie w nim przydziału do wydziału lub wydziałów sądu (ewentualnie sekcji) oraz wskaźnika procentowego udziału w przydziale wpływających do wydziału spraw. Plan zastępstw, będący elementem podziału czynności, sporządza się na zasadach wynikających z § 52b Regulaminu. Sposób wykorzystania planu zastępstw reguluje § 52c Regulaminu, który wprost wskazuje czemu służy zastępstwo i jak jest realizowane w poszczególnych sprawach. Z uregulowań tych wynika, że nie ma podstaw do nakładania na sędziów dodatkowych obowiązków niezależnie od podziału czynności. Takich dodatkowych obowiązków nie dotyczy również plan zastępstw przygotowany w ramach podziału czynności. Nie istnieje także żadna podstawa prawna do powierzenia wykonywania obowiązków przewodniczącego wydziału (czyli w praktyce obowiązków zastępcy przewodniczącego wydziału na określony czas) bez zgody sędziego. Zasadą jest, zgodnie z art. 11 § 5 u.s.p., że prezes sądu może powierzyć sędziemu funkcję zastępcy przewodniczącego wydziału, po uzyskaniu opinii kolegium sądu. Nikt nie ma wątpliwości, że powierzenie obowiązków – w przeciwieństwie do polecenia ich wykonywania – wymaga zgody sędziego. Kompetencja do czasowego obciążania sędziów obowiązkiem wykonywania niektórych obowiązków nie została też przyznana przewodniczącym wydziałów. Z § 57 ust. 2 Regulaminu wynika, że przewodniczący wydziału może upoważnić sędziów lub asesorów sądowych oraz referendarzy sądowych do wykonywania niektórych czynności. Upoważnienie, to nie polecenie. Przyjmujący upoważnienie musi się na to zgodzić.

Zarządzanie przez poganianie, to kolejna sądowa zmora. Zwykle prezesom do głowy przychodzi nacisk na poprawę wyników przez zmuszanie do wyznaczania dodatkowych sesji czy dociążanie sesji z określeniem minimalnych ilości spraw na sesjach. Takie działania w przypadku I instancji są nieskuteczne (w instancji odwoławczej ilość sesji wprost przekłada się na ilość zakończeń, bo miażdżąca większość spraw – niezależnie od ich orzeczniczego kalibru – kończy się na pierwszym terminie rozprawy) i nie mają podstawy prawnej. Nieskuteczne dlatego, że zawsze kończą się w taki sam sposób – drobiazgami robi się dobry wynik statystyczny, sprawy poważniejsze czekają na uśmiech losu. Więcej dni sesyjnych, to przecież mniej czasu na bieżące prowadzenie spraw (pracę w referacie), na przygotowanie się do sesji, sporządzenie orzeczeń i uzasadnień. Wady te szczególnie widoczne są w szeroko rozumianych sprawach cywilnych (cywilne, gospodarcze, pracy i ubezpieczeń społecznych, rodzinne), gdzie praca poza rozprawą, to główne zadanie sędziego. Rozprawa to ukoronowanie naszej pracy, czas który pozwala wierzyć, że jesteśmy niezawisłymi orzecznikami ukierunkowanymi na rozwiązywanie problemów konkretnych ludzi. Brak podstawy prawnej do wiążącego wyznaczania sędziom ilości sesji wynika z regulacji, które dotyczą statusu i czasu pracy sędziego oraz istoty tzw. wewnętrznego nadzoru administracyjnego. Nadzór ten służy zapewnieniu właściwego toku wewnętrznego urzędowania sądu, bezpośrednio związanego z wykonywaniem przez sąd zadań z zakresu wymiaru sprawiedliwości i ochrony prawnej (art. 8 pkt 2 u.s.p.). Możliwość regulowania obciążeń sesyjnych na poziomie sądu, pionu orzeczniczego lub wydziału nie wynika z art. 22 u.s.p. (kompetencje prezesa) ani z art. 37b u.s.p., który wprost dotyczy czynności nadzorczych w ramach wewnętrznego nadzoru administracyjnego. Katalog tych czynności nie jest wprawdzie wyczerpujący, ale ewidentnie badanie sprawności postępowania ogranicza do poszczególnych spraw. Ogólniejszy charakter mają wprawdzie wizytacje i lustracje, ale nie są to instrumenty prowadzące do wiążącego ustalenia oczekiwanego przez prezesa zakresu obowiązków sesyjnych sędziów w kontrolowanej jednostce. Uprawnienie do określenia liczby sesji nie wynika także z art. 79 u.s.p., który dotyczy podległości służbowej sędziego w zakresie poleceń prezesa ze sfery czynności administracyjnych oraz dotyczących sprawności postępowania sądowego. Polecenia te muszą pozostawać w zakresie ustawowych kompetencji prezesa. Dopiero wtedy są dla sędziego wiążące, jeżeli nie wkraczają w zakres niezawisłości sędziowskiej. Przywołane uregulowania niewątpliwie pozwalają prezesowi na polecenie podjęcia czynności w określonej sprawie, zwłaszcza w tej prowadzonej przewlekle. Prezes może również reagować na nieprawidłowości pracy w określony referacie sędziego przez podjęcie działań nadzorczych i dyscyplinarnych. Nie ma natomiast możliwości regulowania ilości sesji w całym wydziale, pionie orzeczniczym czy sądzie (pomijając uprawnienie do wprowadzenia ograniczeń sesyjnych na okres wakacji).

Powyższe uwagi bazują na aktualnym stanie prawnym, który w ostatnich latach zmienił się zasadniczo i to często pod hasłami obrony sędziego przed samowolą prezesa i przewodniczącego wydziału. Dużo uwagi poświęcono sprawiedliwości rozdziału spraw pomiędzy sędziów. Aktualnie obowiązujący Regulamin drobiazgowo reguluje obowiązki sędziego w zakresie przyznawania spraw i rozpoznawania ich. Uregulowania te w wielu punktach są tak sztywne i kazuistyczne, że aż nieżyciowe. W niektórych przypadkach utrudniają racjonalne zarządzanie sprawami. Jeżeli na te sztywne zasady nałoży się działania nadzorcze, śmiało podejmowane, choć często bez podstawy prawnej, to może okazać się, że wymiar sprawiedliwości stanie się groteskowy. Sędziowie będą musieli koncentrować się na sprawach łatwych, bo tylko to może obronić ich przed zarządzeniami nadzorczymi i pozwoli wywiązywać się na minimalnym poziomie z zastępstw, dyżurów i innych dodatkowych obowiązków. Poważne postępowania sądowe będą trwały coraz dłużej, ale w morzu sądowej drobnicy rozpłyną się w odpowiednio czytanej statystyce. Niby będzie lepiej, ale jednak gorzej. Jak w tym dowcipie o udanej operacji, której pacjent nie przeżył.