Efekt mrożący?

Kiedy uchwalono nowe przepisy dyscyplinarne, sam sposób ich ukształtowania wskazywał, że władza wykonawcza poprzez postępowania dyscyplinarne chce zyskać kontrolę nad sędziami. Na faktyczne działania powołanych przez Ministra Sprawiedliwości Rzecznika Dyscyplinarnego Sędziów Sądów Powszechnych i jego dwóch zastępców, nie trzeba było długo czekać. W obszarze zainteresowania rzeczników znaleźli się w pierwszej kolejności sędziowie krytyczni wobec zmian ograniczających niezależność sądownictwa. Początkowo wszczęto postępowania dotyczące sędziów aktywnych medialnie lub społecznie, ewentualnie wydających niewygodne dla władzy orzeczenia. Niektórych wezwano do Warszawy w charakterze świadków, innych zobowiązano do złożenia wyjaśnień lub przeprowadzono kontrolę prowadzonych przez nich spraw za kilka lat wstecz.

Ostatecznie zarzuty za uchybienia odnalezione przy okazji kontroli akt w zupełnie innych sprawach, postawiono sędzi Monice Frąckowiak z Sądu Rejonowego Poznań Nowe Miasto i Wilda w Poznaniu oraz Olimpii Barańskiej-Małuszek z Sądu Rejonowego w Gorzowie Wielkopolskim. Według nowej procedury nielegalne pozyskiwanie dowodów nie jest przecież zabronione. O zarzutach wiadomo, że dotyczą terminowości pisania uzasadnień i uchybień proceduralnych. U sędzi Frąckowiak liczba zarzucanych uchybień jest bardzo duża - 172 - ale nie znamy ich wagi ani porównania z sędziami z takim samym obciążeniem. U sędzi Barańskiej-Małuszek liczba jest dużo niższa - 10 - ale i tu żadnych szczegółów nie znamy. Nikt nie ma natomiast wątpliwości, że zarzuty są karą za działalność publiczną i społeczną obu pań, a przykładne ukaranie ma być przestrogą dla innych, którzy chcieliby iść w ich ślady i to nie w sprawie uzasadnień.

W okręgu krakowskim, sędzia Sądu Rejonowego dla Krakowa - Krowodrzy - Przemysław Wypych ma na swoim koncie skazujący wyrok sądu dyscyplinarnego za niesporządzenie w terminie kilkudziesięciu uzasadnień w sprawach karnych i o wykroczenia, co nie przeszkodziło temu samemu ministerstwu, które ustala z rzecznikiem dyscyplinarnym strategię działania wobec przewinień dyscyplinarnych sędziów, w delegowaniu go (wbrew woli lokalnego środowiska) do sądu wyższego rzędu. Ewidentnie, źródło problemów sędzi Frąckowiak i Barańskiej-Małuszek tkwi zatem gdzie indziej. A że raczej nikt nie chce być drobiazgowo sprawdzany w poszukiwaniu uchybień, rzecznik liczy, że wobec niektórych sędziów jego działania okażą się skuteczne.

Jednak problemem, z punktu widzenia rzecznika, są nie tylko indywidualne działania czy wypowiedzi poszczególnych sędziów, ale postawa sędziów jaka zbiorowości. Sędziowie od lipca 2017 stali się bowiem bardzo aktywni i bardzo krytyczni wobec wprowadzanych zmian poprzez uchwały zgromadzeń, które podejmowane są w tajnych głosowaniach. Zastępca rzecznika wymyślił zatem, aby zwrócić się do prezesów sądów apelacyjnych w Krakowie i Poznaniu o przesłanie uwierzytelnionych kopii uchwał, protokołów ze zgromadzeń, imiennych list obecnych sędziów, informacji na temat osoby lub osób, które brały udział w opracowaniu projektów uchwał, w tym czy projekty te zostały opracowane przed datą posiedzenia, jeśli tak, kiedy i przez kogo oraz czy, na czyje polecenie i przez kogo były rozpowszechnianie wśród sędziów za pomocą służbowej poczty elektronicznej. Postępowanie zostało wszczęte w sprawie podejrzenia popełnienia przez nieokreślone osoby przewinień dyscyplinarnych z art. 107 par 1 Prawa o ustroju sądów powszechnych, czyli polegających na oczywistej i rażącej obrazie przepisów prawa.

Nie wiadomo czy zdaniem rzecznika obrazą prawa są poszczególne sformułowania zawarte w treści uchwał, ich tematyka jako taka czy też to, że w ogóle zostały napisane, rozpowszechniane wśród sędziów i poddane pod głosowanie, a następnie przegłosowane. Z treści pisma można domniemywać, że rzecznika interesują zarówno wnioskodawcy jak i sędziowie biorący udział w głosowaniu.

Brzmi groźnie, tym bardziej, że od razu przypomina się pismo ministra Piebiaka z początku 2018 r. adresowane do prezesów sądów o braku obowiązku publikowania uchwał samorządu sędziowskiego na stronach internetowych sądu oraz bardzo zbliżony w argumentacji artykuł sędziego piszącego pod pseudonimem Jan Rus (Rzeczpospolita z 6 mają 2018 r. “Uprawnienia samorządu sędziowskiego”) o braku uprawnień zgromadzenia do podejmowania uchwał innych niż w sprawach expressis verbis wymienionych w USP. Jak wiadomo minister Piebiak i cała trójka rzeczników jest w ścisłym kontakcie poprzez specjalnie powołany w tym celu Zespół do spraw czynności Ministra Sprawiedliwości podejmowanych w postępowaniach dyscyplinarnych sędziów i asesorów sądowych.

Skoro niepublikowanie uchwał na oficjalnych stronach sądu oraz nazywanie ich nieistniejącymi, nie odniosło rezultatu, czas wytoczyć cięższe działa i uznać jakikolwiek udział w ich przygotowaniu i uchwalaniu za oczywistą i rażącą obrazę prawa ściganą w postępowaniu dyscyplinarnym. Tym bardziej, że uchwały samorządu stają się coraz większym kłopotem. 87 procent sędziów żąda dymisji wybranej przez polityków KRS, a zgromadzenia z ponad 70 procent apelacji odmawiają opiniowania kandydatów na wolne stanowiska sędziowskie do czasu rozstrzygnięcia przez Europejski Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wątpliwości wokół powołania KRS.

Prawdopodobnie na zespole ministerialnym uradzono zatem, że czas wysłać do boju z sędziami rzeczników dyscyplinarnych. Nie wiem czy celem jest stawianie zarzutów za przygotowywanie, rozpowszechnianie, przedstawianie i popieranie swoim głosem (w tajnym głosowaniu) treści niedozwolonych. Może chodzi tylko o to, by “zniechęcić” do popierania uchwał, a może pisma do prezesów są tylko po to, żeby wyselekcjonować sędziów do kontroli referatów i poszukać pretekstów do wszczęcia właściwych postępowań dyscyplinarnych. Wtedy mocno naciągane postępowanie w sprawie uchwał zgromadzeń się umorzy, a zarzuty zostaną postawione za nieterminowość uzasadnień lub cokolwiek innego, co się akurat znajdzie.

Strategia ministerstwa i współpracujących z nim rzeczników dyscyplinarnych jest dla mnie nieprzenikniona, poza tym, że ma wywołać efekt mrożący, a jak do tej pory tylko mobilizuje tych, których ma uciszać.

Sędzie Frąckowiak i Barańska-Małuszek już zapowiedziały, że się nie przestraszą. Jestem pewna, że inicjatorzy uchwał i uczestnicy zgromadzeń krakowskich i poznańskich, także nie. Wiadomo, że prezes SA w Krakowie odmówił rzecznikowi wskazania autorów uchwał, a sędziowie są zaskoczeni i oburzeni pytaniami rzecznika, gdyż realizują tylko swoje uprawnienia do wyrażenia stanowiska za pośrednictwem samorządu sędziowskiego

My, w Łodzi, również nie należymy do strachliwych. Jak nas coś oburza, mówimy i piszemy o tym wprost, nie ukrywając swoich nazwisk. W niektórych sprawach odwołujemy się do opinii całej społeczności sędziów, uznając że taki wspólny głos ma większą moc i znaczenie. Jak do tej pory poparcie ze strony koleżanek i kolegów było zdecydowane i nie wierzę, że działania rzecznika Radzika są w stanie to zmienić. Samorząd praktycznie we wszystkich większych ośrodkach już się zorganizował i samoczynnie przejął rolę Krajowej Rady Sądownictwa obrony niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Sędziowie to rozumieją, popierają i na pewno łatwo nie dadzą się zastraszyć. Próba zaś wykazania, że nasze działania to oczywiste i rażące naruszenie przepisów prawa będzie ciężka do obrony, zwłaszcza przed trybunałami w Strasburgu i Luksemburgu. Stanowić będzie nadto dodatkowe potwierdzenie obaw polskich sądów wyrażonych w pytaniach prejudycjalnych, że nowe postępowanie dyscyplinarne ma przede wszystkim na celu zdobycie kontroli nad sądownictwem.

Zamiast zatem brnąć dalej w absurdalne zarzuty i postępowania, zatrzymajmy się, cofnijmy i zacznijmy tą reformę od początku. Koniecznie musimy jednak dopilnować, aby nigdy więcej, to co dzieje się dzisiaj, nie mogło się powtórzyć.

Ewa Maciejewska
Ewa Maciejewska
sędzia Sądu Okręgowego w Łodzi