Opinia Zebrania
Zgodnie z artykułem 36a par 3 Prawa o ustroju sądow powszechnych, zebranie wszystkich sędziów danego sądu wysłuchuje informacji prezesa o działalności sądu oraz wyraża opinię w tym zakresie.
Przepis ten przez lata traktowany był jako konieczna formalność. Prezes przygotowywał zestawienie statystyczne wyników poszczególnych wydziałów i pionów oraz bardziej lub mniej syntetycznie przedstawiał je sędziom, przy okazji dziękując za ciężką pracę w minionym roku. Opinia zebrania sędziów była rok rocznie niemalże jednomyślnie pozytywna.
Zebranie sędziów Sądu Okręgowego w Łodzi w dniu 31 stycznia 2019 r. wyglądało jednak inaczej. Przez pierwszą godzinę prezesi odczytywali kolumny liczb, które nawet najbardziej cierpliwym i wytrwałym słuchaczom nie zbyt wiele mówiły o faktycznej kondycji sądu. Następnie głos zebrali członkowie kolegium wskazując na wiele niepokojących ich zjawisk w funkcjonowaniu sądu w 2018 roku. Podniesiono wątpliwości co do polityki kadrowej w zakresie wykorzystania etatów asystenckich, obsadzania stanowisk funkcyjnych na nietypowo krótkie okresy, determinację, szybkość działania i skuteczność w zakresie współpracy prezesa sądu z ministerstwem w jednych sprawach, a całkowitą bierność w innych. Brak transparentności pracy kolegium przejawiający się w odmowie udostępniania w ramach informacji publicznej protokołów z prac tego organu. Wskazano na brak należytego przygotowania do wprowadzonej od 1 stycznia 2019 r. nowej właściwości wydziałów w pionie cywilnym. Najwięcej emocji wzbudziła jednak specjalizacja w kategorii wyroków łącznych oraz czy faktycznie zmniejsza ona czy zwiększa obciążenie całości referatu prezesa Michała Błońskiego. Przy okazji poruszony był problem losowego przydziału spraw i jego niedoskonałości w zakresie równego obciążenia sędziów pracą. Zainteresowanych tym tematem odsyłam do artykułu sędziego Tomasza Krawczyka “Czy tylko wyroki łączne?” Padło wiele ostrych i emocjonalnych słów. Wyrażono ubolewanie, że po raz pierwszy w historii sądu zarzucamy sobie wzajemnie nieprawdę. Wszyscy mogliśmy się naocznie i nausznie przekonać do czego doprowadził pomysł narzucenia sędziom przez Ministra Sprawiedliwości nieakceptowanego przez większość sędziów kierownictwa sądu oraz brak dobrej współpracy tego kierownictwa z reprezentacją sędziów w kolegium.
W Łodzi i tak jesteśmy we względnie dobrej sytuacji, bo nasi nowi prezesi nie zostali wprost przywiezieni z Warszawy z ministerialnych delegacji i przynajmniej w swoich macierzystych wydziałach znajdują jako taką akceptację. Aż strach pomyśleć jak wyglądają analogiczne zebrania i zgromadzenia w Krakowie czy Rzeszowie. Pomimo jednak, że prezes Michał Błoński był dobrze ocenianym merytorycznie sędzią naszego sądu, jego decyzja o przyjęciu funkcji po odwołanym w styczniu 2018 r., w trakcie kadencji, wbrew woli sędziów prezesie Krzysztofie Kacprzaku, nie została przyjęta pozytywnie. 29 marca 2018 roku 56 członków Zgromadzenia Przedstawicieli Sędziów Okręgu sprzeciwiało się powołaniu go na funkcję prezesa Sądu Okręgowego w Łodzi, jedynie 8 zaakceptowało jego nominację, a 19 wstrzymało się od głosu. Prezes oświadczył wówczas, że przyjmuje do wiadomości wyniki głosowania, ale decyzji o przyjęciu funkcji nie zmienia, bo chciałbym być oceniony dopiero po jakimś czasie faktycznego wykonywania swojej pracy prezesa. Pamiętam, że kilkakrotnie użył nawet sformułowania “ciężkiej pracy”.
Pierwszą okazją do takiej oceny było czwartkowe wyrażenie opinii przez Zebranie Sędziów Sądu Okręgowego w przedmiocie informacji o funkcjonowaniu sądu w roku 2018. Zaproponowałam wprost, aby głosowanie potraktować jako ocenę sposobu zarządzania sądem po radykalnej zmianie w trakcie kadencji poprzedniego kierownictwa sądu. Wynik: 13 głosów za opinią pozytywną, 29 za opinią negatywną i 11 głosów wstrzymujących się oznacza, że większość sędziów negatywnie ocenia funkcjonowanie sądu w 2018 roku. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że nie jest to tak zdecydowana większość jak ta, która sprzeciwiała się zmianie na funkcji prezesa w marcu 2018 ani ta, która negatywnie oceniała zmiany w Sądzie Najwyższym, funkcjonowanie KRS czy ekscesy rzeczników dyscyplinarnych. Widać też niestety nienapawające optymizmem skutki zlikwidowania wymogu kworum, poprzez znaczące obniżenie liczby sędziów uczestniczących w pracach samorządu sędziowskiego. 60‑70 osób przed zmianą zlipca 2018, do niewiele ponad 50 po zmianie. Pozostawiam prezesowi Błońskiemu ocenę czy jest usatysfakcjonowany wynikami głosowania, czy też odbiera je jako czerwoną kartkę od więcej niż 3 do 6 sędziów, których, jak często powtarza, nigdy nie zdoła przekonać do swojej osoby.
Nie chciałabym jednak, aby interpretować wyniki opiniowania przedstawionej informacji o sposobie funkcjonowania sądu w kategoriach tylko i wyłącznie personalnych, jako starcie zwolenników starego i nowego prezesa. Intencje osób, które krytycznie wypowiadały się o funkcjonowaniu sądu są bowiem dużo głębsze. Chodzi o model zarządzania sądem, w którym sędziowie są podmiotem, a nie przedmiotem, gdzie się słucha i bierze pod uwagę ich opinię, a nie komunikuje, że prezes tak zdecydował, bo to jest jego prerogatywa i kropka. Zarządzanie sądem, a zwłaszcza bardzo wrażliwe decyzje kadrowe czy dotyczące obciążenia pracą muszą być w pełni transparentne, protokoły z prac kolegium jawne, dostępne dla wszystkich. Prezes nie może mówić, że nie ma żadnego wpływu na decyzje ministra. Prezes ma walczyć o swój sąd i swoich sędziów, przekonywać, pisać, naprzykrzać się, do skutku, a nawet w ekstremalnym przypadku narazić się własnym zdaniem na ryzyko odwołania. To ewidentnie właśnie dlatego “reformę” wymiaru sprawiedliwości zaczęto od zmian w zakresie sposobu powoływania i odwołania przez Ministra Sprawiedliwości prezesów sądów. Żeby prezes się nie sprzeciwiał i nie naprzykrzał. Teza, że skoro minister ma odpowiadać za pracę sądów musi mieć ku temu narzędzia w postaci całkowitej swobody w zakresie decyzji kadrowych jest absolutnie chybiona. Bo skąd minister w Warszawie ma jedynie słusznie wiedzieć kto lepiej sprawdza się czy sprawdzi na delegacji lub będzie umiał lepiej współpracować z sędziami na stanowisku kierowniczym.
Wyniki orzecznicze Sądu Okręgowego w Łodzi pomimo burzliwego roku 2018 znacząco nie pogorszyły się. Nie wynika to z nowej jakości zarządzania po zmianie kierownictwa sądu, ale z poczucia odpowiedzialności nas sędziów. To suma naszego indywidualnego wysiłku przekłada się na dobry wynik sądu. A kierownictwo sądu i ministerstwo rozliczamy z warunków jakie nam tworzą, by nasza praca była jak najbardziej efektywna. Możemy się spierać w sprawach ustrojowych i organizacyjnych, ale na sali sądowej wobec stron postępowania nasza postawa nie zmieniła się. Staramy się wykonywać swoją pracę jak najlepiej.
Atmosfera w sądzie ma znaczenie dla naszego komfortu pracy, jednak decyzje kadrowe oparte na kryterium przychylności wobec narzuconego z politycznego nadania układu sił, a także rozwiązania ustrojowe, których nie da się pogodzić z niezależnością sądów od Ministra Sprawiedliwości budzą nasz zdecydowany opór i nie pozwalają na bierność. Mamy świadomość, że nasza aktywność nie wszystkim się podoba. Naturalnym pragnieniem jest bowiem spokój i brak kłopotów. Jednak głęboko wierzymy, że w aktualnej sytuacji bierność jest zgodą na podporządkowanie sądów władzy politycznej. Uważamy, że koleżanki i koledzy, którzy odnaleźli się w nowym układzie przyjmując oferowane im profity i funkcje sprzeniewierzyli się zasadzie apolityczności przykładając rękę do zmian, których żaden niezawisły sędzia akceptować nie powinien. Naszej oceny nie zmienia fakt, że wielu z nich ma przekonanie, że im się to po prostu należało, a wcześniej byli niesłusznie pomijani. Nie uważamy, że poprzednio sąd funkcjonował idealnie i w pełni sprawiedliwie w zakresie obciążenia pracą i szans na awans. Jednak zastosowane środki naprawcze okazały się być dużo groźniejsze niż dolegliwości, które miały leczyć.
Przed lipcem 2017 nie znaliśmy wzajemnie swoich sympatii politycznych i przekonań światopoglądowych. Dopiero w blasku świec pod sądami, zobaczyliśmy kto jak rozumie polską konstytucję i jak mocno gotowy jest bronić wartości, w które wierzy. Podział na aktywnych i biernych, który wówczas powstał trwa do dziś. Tyle, że niektórzy uznali, że zamiast stawiać opór lepiej się w nowej rzeczywistości urządzić. Wiele osób nie chce się angażować po żadnej stronie. Jednak dla mnie nieustająco oznacza to przyzwolenie na działania nieakceptowalne.
Zgoda buduje, a niezgoda rujnuje. Wierzę jednak, że tam gdzie trzeba, dla wspólnego dobra, nadal potrafimy się dogadać. Dowodem jest oddolnie wypracowane porozumienie w zakresie podziału spraw pierwszoinstancyjnych w pionie cywilnym. Nie wszędzie jednak można postawić grubą kreskę i udawać, że bez kroku wstecz, możemy wspierać się i ufać sobie tak samo jak przedtem.