Łuk czy arkebuz. O dylemacie w tworzeniu modelu zarządzania sądownictwem.
Łuk czy arkebuz. O dylemacie w tworzeniu modelu zarządzania sądownictwem.
Na szesnastowiecznym polu bitwy wyszkolony łucznik angielski posyłał wrogom sześć strzał na minutę, rażąc ich skutecznie na odległość 150-200 metrów. Gdyby jego przeciwnika uzbroić w ówczesną broń palną zwaną arkebuzem, mógł on wystrzelić w tym czasie tylko jednokrotnie i do tego trafienie było możliwe wyłącznie wtedy, gdyby cel znajdował się nie dalej niż 100 metrów od strzelca. Wybór broni dla wojska wydawał się więc oczywisty, bo w pojedynku z łucznikiem sytuacja arkebuzera była raczej żałosna. A jednak w 1595 roku zaprzestano w armii angielskiej rejestracji łuczników jako żołnierzy. Zaczęto wprowadzać broń palną i ją udoskonalać. Tę decyzję poprzedziła burzliwa debata, w której tradycjonaliści wręcz wyśmiewali propozycje nowatorów. Z perspektywy czasu powszechnie już wiadomo, że dokonano wówczas właściwego wyboru. Nikt rozsądny nie stanie dzisiaj do walki z łukiem w ręku przeciw broni palnej na otwartym polu. Ten zaczerpnięty z historii wojskowości przykład, przeniesiony w obszar zarządzania sądownictwem, skłania do refleksji nad tym jak ważna i brzemienna w skutki jest ocena potencjału rozwojowego nie tylko stosowanych aktualnie rozwiązań ale także ich alternatyw. To, co wydaje się wystarczająco dobre dzisiaj, jutro może okazać się dużo słabsze od innych możliwości, bardziej podatnych na ulepszenia i doskonalenie.
Zarządzanie sądownictwem odbywa się obecnie w hierarchicznej strukturze o kształcie piramidy, z ministrem jako liderem systemu na czele i podległymi mu prezesami sądów oraz dyrektorami pełniącymi rolę liderów niższych szczebli. Niezależnie od zmian ustroju państwa, począwszy od czasów odradzania się polskiej państwowości po I wojnie światowej, stosowany jest system nadzorczy oparty na dyscyplinie tworzonej zagrożeniem karą albo obietnicą nagrody w formie awansu. Ten model usankcjonowany szeregiem przepisów obowiązującej ustawy i regulaminu kształtuje sądową rzeczywistość. Zarządzanie przez nadzór jest stosowane w sądownictwie tylko siłą inercji, a do tego z uporem godnym lepszej sprawy. Jego atutem jest głównie to, że w ogóle jakoś działa, chociaż odbywa się to w warunkach nieustannej krytyki. Niestety, debata nad słabościami systemu sprowadza się do poszukiwania możliwości łagodzenia jego wad. Próby naprawy nie mogą się jednak udać, gdyż ten system wyczerpał już możliwości jego skutecznej modernizacji, podobnie jak swego czasu łuk w rękach wojownika. Aby osiągnąć znaczącą poprawę istniejącego stanu rzeczy należy przyjąć perspektywę odwrotną. Trzeba dokonać zmiany paradygmatu poprzez rezygnację z zarządzania opartego wyłącznie na relacjach ,,pionowych”. Możliwe jest, co potwierdza praktyka, stworzenie organizacji opartej głównie na regulacjach ,,poziomych”. Działa ona skuteczniej, bo składa się z ludzi motywowanych inaczej niż poprzez wypełnianie poleceń nadzorców. Efektywność takiej grupy bierze się stąd, że każdy może liczyć na wzajemność, gdy kieruje się wobec innych uczestników wartościami, które budują jego poczucie godności własnej jak uczciwość, rzetelność, sprawiedliwość itd. W ten sposób stopniowo powstaje życzliwe i wspierające każdego środowisko pracy oparte na szacunku, zaufaniu i partnerstwie. Dzięki skutecznemu działaniu całej organizacji zapewnia się dobre warunki pracy, nie tylko sobie, ale wszystkim wokół, niezależnie od pozycji zajmowanej w systemie, co tworzy sprzężenie zwrotne z motywacją do tego, aby dalej kierować się wobec innych uczestników wartościami budującymi poczucie własnej godności. Aksjologia jest stale obecna w zawodowej działalności sędziów, tej kierowanej ,,na zewnątrz” systemu, może więc także stać się fundamentem budowania relacji wewnątrz niego. Jest to o tyle łatwiejsze, że nie występuje pomiędzy sędziami tak silny czynnik konkurencji, jak na przykład w działalności gospodarczej. Samoorganizacja środowiska sędziowskiego w myśl powyższych zasad, tworząca alternatywny styl zarządzania w stosunku do tego, który się obecnie nie sprawdza, daje szanse na wyzwolenie i wykorzystanie także w zarządzaniu wymiarem sprawiedliwości zdolności intelektualnych i umiejętności społecznych sędziów. W codziennej pracy każdego sędziego niezbędna jest przecież umiejętność rzeczowego analizowania sytuacji i wyciągania właściwych wniosków, przekonywanie do swoich racji w poszukiwaniu racjonalnych rozwiązań, a jednocześnie umiejętność wysłuchania i rozważenia argumentów przeciwnych, łagodzenie konfliktów i poszukiwanie zdrowych kompromisów oraz katalizowanie zmian. Czyż nie takie właśnie umiejętności służą tworzeniu więzi, owocnej współpracy, a w końcu organizowaniu skutecznego współdziałania, dającego efekty synergiczne dla całej organizacji ? Bez uruchomienia tego kapitału pozytywnej energii ludzkiej tkwiącej w sędziach, a dotąd zbyt mało wykorzystywanej, skuteczna reforma zarządzania sądownictwem nie jest możliwa, czego dobitnie dowodzą dotychczasowe niepowodzenia. Takiego modelu nie da się jednak zadekretować i stworzyć z dnia na dzień mocą samego prawa. Zdecydowanie łatwiej jest więc wydawać kolejne przepisy wzmacniające układ nadzorczy, nie bacząc na to, jak jest on już przeregulowany. W takiej sytuacji kolejne zmiany poprawy przynieść nie mogą, a co najwyżej pogłębią organizacyjny chaos.
Niestety, odejście od utrwalonych siłą tradycji i przyzwyczajeń form zarządzania sądownictwem może okazać się procesem żmudnym, czaso- i pracochłonnym, do tego skomplikowanym oraz pełnym innych, trudnych nawet do przewidzenia z góry problemów i napięć. Tworzenie nowej kultury zarządzania sądownictwem z pewnością się jednak opłaci, albowiem rokuje rewolucyjny przełom na miarę tego wywołanego kiedyś zamianą łuku na broń palną w siłach zbrojnych.