Refleksje nad zmianami prawa wyborczego - Stanisław Zabłocki

źródło: FWS

https://www.sejm.gov.pl/Sejm9.nsf/PrzebiegProc.xsp?id=4005C02758598129C125853C005860AF

2 kwietnia 2020 r.

W związku z rewelacjami, które przyniósł dzisiejszy dzień w kwestii dalszych zmian prawa wyborczego, chcę wskazać na jeden tylko, zdawałoby się drobny, szczegół. Otóż jednym z najważniejszych problemów przy przeprowadzaniu wyborów jest wiarygodność ich wyników. I to nie tylko w obiektywnym aspekcie tej wiarygodności, ale także w jej aspekcie subiektywnym, tym funkcjonującym w ludzkich umysłach i odczuciach.

Gdy po okresie PRL, czyli po czasie, w którym szerokie rzesze ludzi z olbrzymim przymrużeniem oka – i słusznie – oceniały ogłaszane wyniki wyborów, przyszło zorganizować pierwsze, jeszcze na pół demokratyczne wybory do tzw. sejmu kontraktowego, powołana wówczas na szczeblu ogólnopolskim komisja wyborcza zastanawiała się, jak odwrócić ten brak zaufania do ogłaszanych wyników. Dziś już trudno odtworzyć kto, wpadł na prosty, ale znakomity pomysł, aby w wytycznych dla obwodowych komisji wyborczych wprowadzić zasadę, iż protokół z obliczenia głosów będzie natychmiast po jego podpisaniu w jednym egzemplarzu naklejany na szybę lokalu wyborczego. Tak więc każdy wyborca miał prawo i możliwość sprawdzenia wyników głosowania w jego obwodzie, a ci, którzy chcieliby sobie zadać nieco więcej trudu i np. sfotografować poszczególne wywieszone protokoły, a następnie dokonywać ich agregacji, mieli także możność kontroli dalszych etapów zliczania głosów (i niezależne media, specjalne sondażownie oraz ośrodki badania opinii publicznej to czyniły na mniejszą lub większą skalę, podając przybliżone wyniki wyborów przed ogłoszeniem tych oficjalnych). Zaufanie do procesu wyborczego wzmacniało także to, że w komisjach obwodowych zasiadali przedstawiciele poszczególnych komitetów wyborczych, patrząc sobie wzajemnie na ręce. Po kilku następnych latach do każdego lokalu obwodowej komisji wyborczej komitety wyborcze miały prawo nadto delegować swoich tzw. mężów zaufania, co wzmacniało działanie dodatkowych instrumentów kontrolnych na bardzo szeroką skalę. Zapewniono zatem pełną transparentność liczenia głosów i zminimalizowano nieufność do ogłaszanych wyników wyborów. Opisane rozwiązanie przeniknęło do wytycznych przygotowywanych - przez powołaną w 1991 roku Państwową Komisję Wyborczą, już tę w pełni sędziowskim składzie - w związku z wszelkimi kolejnymi wyborami przeprowadzanymi w naszym kraju, a następnie uzyskało rangę ustawową w poszczególnych ordynacjach wyborczych, wreszcie w Kodeksie Wyborczym. Ta transparentność, ta wiarygodność, to wzmocnienie społecznego zaufania do wyników wyborów są jednak możliwe tylko w wypadku, gdy obywatele pracujący w komisjach, działających w lokalach obwodowych komisji wyborczych, poświadczają swoimi podpisami i wywieszają niezwłocznie po zliczeniu głosów i podpisaniu protokołu kopię tego protokołu na lokalu wyborczym do publicznej wiadomości.

Ze smutkiem czytam o pomysłach, że może w ogóle nie będzie lokali obwodowych komisji wyborczych, że może w ogóle nie będzie obwodowych komisji wyborczych, że… Właśnie, warto zastanowić się nad tym, czego jeszcze najprawdopodobniej nie będzie po zrealizowaniu takich pomysłów.

-———*———-

4 kwietnia 2020 r.

Dużo sił poświęciłem w swoim życiu na współpracę przy budowie demokratycznego, transparentnego systemu wyborczego. Dlatego tak trudno mi pogodzić się z tym, co - być może lada chwila - zdarzy się z tym systemem. Na stronie internetowej Sejmu pojawiły się autopoprawki do druku Nr 314 - bardzo to przejmująca lektura dla prawnika. Kilka tylko szczegółów. Po oddaniu głosu wyborca ma wrzucać kopertę zwrotną do zwykłej skrzynki pocztowej (!). Kto zagwarantuje jej doręczenie w integralnym stanie? Jak będzie mógł wyborca sprawdzić, czy do tego doszło? Ma być tworzona jedna obwodowa komisja wyborcza na całą gminę albo całą dzielnicę. W Warszawie jest to w niektórych wypadkach kilkaset (!) tysięcy mieszkańców. To członkowie tej komisji mają wrzucać koperty z głosami, dostarczanymi “transzami” przez pocztę, do urny (ta urna to chyba będzie wielkości pół sali, jeśli założyć w miarę przyzwoitą frekwencję wyborczą?), a po zakończeniu wpływu kopert zwrotnych mają przystąpić do obliczania wyników. Ciekawe, ile to będzie w tych warunkach trwało? A kto nam zagwarantuje, że skoro do koperty zwrotnej wraz z kopertą z głosem, wyborca ma - zgodnie z opublikowanym projektem - dołączyć osobiście podpisane oświadczenie z wszystkimi danymi personalnymi i PESELEM , nie nastąpi - przy czyjejś złej woli lub choćby i przy najlepszej woli, ale przy olbrzymim zmęczeniu i zdenerwowaniu (skądinąd całkiem zrozumiałym wobec konieczności pracy w warunkach zagrożenia epidemiologicznego) członków komisji - naruszenie zasady tajności głosowania? Dodajmy, że świetle tych nowych unormowań rola Państwowej Komisji Wyborczej jest czysto dekoracyjna. Zachowano jej byt chyba tylko po to, aby można było powiedzieć, że istnieje taki organ. W rzeczywistości wszystkie istotne decyzje ma podejmować - według projektu - minister do spraw aktywów państwowych. Kto będzie w stanie zaufać wynikom tak przeprowadzonych wyborów? Jaka będzie legitymacja elekta? Celowo koncentruję się tylko na kilku technikaliach, bo przecież na temat niekonstytucyjności trybu wprowadzania tych zmian i na temat innych kwestii o bardziej fundamentalnym charakterze, powiedziano już prawie wszystko.

Gdy zapoznałem się z tym kolejnym - i to dosłownie w ciągu ostatnich paru dni - prezentowanym nam zestawem pomysłów legislacyjnych, udałem się do wiadomego zakątka biblioteki, aby przypomnieć zarówno sobie, jak i moim Przyjaciołom, Znajomym i Niezajomym z FB, fragment z “Rozważań nad pierwszym dziesięcioleciem historii Rzymu Liwiusza” Niccolo Machiavellego , który tamże, w księdze II, rozpoczyna Rozdział XXII od słów: „O tym, jak często rządcy państw mylą się w swych sądach, wiedzą najlepiej ci, którym dane jest śledzić z bliska ich obrady. Jeśli w obradach takich nie uczestniczą ludzie wielkiej mądrości, to podejmowane na nich uchwały urągają nieraz zdrowemu rozsądkowi. A ponieważ w republikach zepsutych do ludzi wielkiej mądrości wszyscy odnoszą się wrogo – szczególnie w czasie pokoju – z powodu zawiści lub nadmiernej ambicji, zyskują tam uznanie mylne sądy dyktowane przez ogół lub przez ludzi, którzy nad dobro społeczności przekładają jej względy” (Niccolo Machiavelli „Wybór pism”, w opracowaniu Krzysztofa Żaboklickiego i z wstępem Jana Malarczyka, PIW 1972, s. 456-457),

Stanisław Zabłocki
Stanisław Zabłocki
sędzia Sądu Najwyższego w stanie spoczynku, w latach 1991–2014 członek Państwowej Komisji Wyborczej, w latach 2016–2020 prezes Sądu Najwyższego kierujący Izbą Karną
Przejdź do oryginalnej publikacji