Prawnicze science fiction. II.

Prawo działa niekiedy tak, że określone zdarzenia automatycznie powodują zmiany w zakresie naszych praw i obowiązków. Np. śmierć osoby bliskiej powoduje, że z momentem tej śmierci stajemy się spadkobiercami, czyli np. uzyskujemy prawo do dysponowania majątkiem zmarłej osoby Ale to, czy dane fakty wystąpiły, może być przedmiotem sporów. We wspomnianym przykładzie dziedziczenia, może pojawić się jakaś inna osoba i twierdzić, że też jest synem czy córką zmarłego. Albo zaprzeczać, że faktycznie ktoś umarł. Dla takich przypadków prawo przewiduje, że ktoś trzeci jest władny ustalić, jak jest naprawdę – czyli stwierdzić, że doszło do określonego zdarzenia i jakie to zrodziło skutki prawne. Np. w przypadku śmierci osoby najbliższej można iść do sądu lub notariusza i uzyskać dokument w postaci stwierdzenia nabycia spadku, a więc takiego urzędowego poświadczenia, że z chwilą śmierci osoby najbliższej odziedziczyło się po niej spadek, czyli stało się właścicielem jej majątku. Takie „urzędowe poświadczenie” nazywa się deklaratoryjnym, bo ono jedynie potwierdza to, co wydarzyło się już na skutek samej śmierci. Inna sprawa, że bez tego poświadczenia, nie moglibyśmy w pełni korzystać z praw właścicielskich, bo wiele urzędów i instytucji domagałoby się od nas wykazania, że takimi właścicielami jesteśmy. A do tego potrzebne jest owo „urzędowe poświadczenie”.

Jeżeli ktoś został wybrany do Sejmu i złożył ślubowanie poselskie, to od tego momentu ma określone prawa – np. może brać udział w głosowaniach i przysługuje mu szczególna ochrona określana jako immunitet. Polega ów immunitet na tym, że bez zgody Sejmu nie można takiej osoby zatrzymać czy ukarać za przestępstwo. Ten immunitet nie jest absolutny – np. jeżeli dana osoba została oskarżona o popełnienie przestępstwa zanim została posłem, to można ją skazać za przestępstwo i wysłać do więzienia.

Prawo przewiduje też, że w pewnych sytuacja automatycznie przestaje się być posłem (posłanką). Nazywa się to „wygaśnięcie mandatu”. Może do tego dojść z różnych przyczyn: np. śmierci, zrzeczenia się tej funkcji, wybrania na urząd Prezydenta czy europosła. Jedną z takich przyczyn jest prawomocne skazanie za popełnienie przestępstwa umyślnego na karę pozbawienia wolności. Jeżeli to nastąpi, wówczas - identycznie jak w przypadku śmierci i dziedziczenia – automatycznie mandat posła wygasa i wszystkie związane z tym uprawnienia.

Ponieważ niekiedy przyczyny wygaśnięcia mandatu mogą być sporne (np. wpłynęło pismo o rezygnacji z funkcji posła, ale sam zainteresowany twierdzi, że ktoś zmusił go do podpisania tej rezygnacji), prawo przewiduje, że Marszałek Sejmu (podobnie jak notariusz) jest zobowiązany do niezwłocznego stwierdzenia, że dany fakt zaistniał naprawdę i że nastąpiło w związku z tym owo wygaśnięcie mandatu posła. Trudno bowiem, by czynił to np. strażnik dyżurujący przy drzwiach wejściowych do budynku Sejmu czy recepcjonistka w hotelu poselskim, która w prasie przeczytała o skazaniu jakiegoś posła. Natomiast od momentu wydania stosownego oświadczenia przez Marszałka Sejmu, wszyscy zainteresowani mają pewność, że dana osoba nie jest już posłem, ale co najwyżej byłym posłem czy posłanką.

Prawo przewiduje jednak, że to urzędowe poświadczenie Marszałka można poddać kontroli Sądu Najwyższego. Nie da się bowiem wykluczyć, że Marszałek Sejmu popełnił błąd, albo co gorzej, potwierdził zaistnienie jakiejś okoliczności która nie miała miejsca. Sąd Najwyższy swoją kontrolę ogranicza wówczas wyłącznie do kwestii formalnych oraz ocenia, czy dany fakt wystąpił, czy też nie. (Sąd nie może natomiast oceniać np., czy prawomocne orzeczenie o popełnieniu przestępstwa było zasadne Od tego są bowiem inne procedury.)

Jeżeli Sąd Najwyższy dojdzie do wniosku, że Marszałek się pomylił, wówczas „uchyla” postanowienie o stwierdzeniu wygaśnięcia mandatu. Takie orzeczenie może mieć wszakże różne znaczenie. Jeżeli do uchylenia doszło ze względów formalnych (np. nie doręczono postanowienia Marszałka zainteresowanym albo postanowienie to wydała inna osoba niż Marszałek Sejmu), wówczas można ponownie, już w prawidłowej procedurze, ponownie stwierdzić wygaśnięcie mandatu posła. Ale Sąd Najwyższy może też dojść do wniosku, że fakty, które miałyby uzasadniać wygaśnięcie mandatu posła, nie miały miejsca: np. pismo z rezygnacja było sfałszowane albo w skazującym wyroku nie orzeczono kary pozbawienia wolności. W takiej sytuacji dla oceny tego, czy mandat poselski wygasł czy nie, wiążąca jest ocena Sądu Najwyższego

Ta zmiana ocen może się wydawać skomplikowana, ale tak naprawdę przypomina to historię spadkową: w momencie śmierci nabywamy spadek i możemy być głęboko przekonani, że staliśmy się jedynymi właścicielami majątku po zmarłym członku rodziny. Nie wyklucza to jednak, że inne osoby mogą twierdzić inaczej. Dopiero z momentem uzyskania u notariusza poświadczenia nabycia spadku, dla wszystkich jest już jasne, że spadek jest nasz. Jeżeli jednak ktoś następnie podważy przed sądem to poświadczenie notariusza, może się okazać, że spadkobiercami nie jesteśmy i nie byliśmy nimi od samego początku. Przy czym nie tyle istotne jest co sami o tym sądzimy, ale która z kolejno wyrażonych ocen (notariusza, a następnie sądu) będzie obowiązująca dla innych osób, w szczególności zaś urzędników.

Podobnie jest z mandatem posła. Kiedy dojdzie do wydania prawomocnego wyroku skazującego na karę pozbawienia wolności, to mandat posła wygasa – tyle tylko, że mogą się wokół tego toczyć spory. Sprawę rozstrzyga postanowienie Marszałka Sejmu stwierdzające ten fakt, tak jak akt notarialny poświadcza nabycie spadku. Od tego momentu, ani obywatele, ani urzędnicy, nie powinni mieć wątpliwości co do statusu danych osób, w szczególności co do tego, że nie są one posłami.

Ale to się może zmienić, jeżeli Sąd Najwyższy ustali, że np. w skazującym wyroku orzeczono inna karę niż pozbawienia wolności. I od momentu wyroku Sądu Najwyższego obowiązuje już inna ocena sytuacji zainteresowanych posłów.

Ta możliwa zmienność oceny jest powodem, dla którego obsadzenie zwolnionych miejsc poselskich przez nowe osoby następuje dopiero po zakończeniu sprawy przed Sądem Najwyższym. Chodzi o to, żeby nie było dwóch posłów powołanych na to samo miejsce poselskie, bo tych miejsc jest tylko 460.

Jak odnieść te wszystkie rozważania do obecnej sytuacji w Sejmie? Zostało wydane postanowienie Marszałka Sejmu, stwierdzające, że wygasł mandat poselski dwóch osób prawomocnie skazanych za przestępstwo umyślne na karę pozbawienia wolności. To poświadczenie uprawnionego organu nas dzisiaj obowiązuje, bez względu na to, co twierdzą sami zainteresowani. Sąd Najwyższy jeszcze nie rozpoznał odwołań od postanowienia Marszałka Sejmu.

Natomiast w stosunku do jednego z byłych posłów, Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych ogłosiła, że uchyla postanowienie o stwierdzeniu wygaśnięcia mandatu (przy okazji freestylowo uznała prawomocny wyrok skazujący za nieważny). Sęk jednak w tym, że rozstrzygnięcia owej Izby nie są orzeczeniami Sądu Najwyższego, bowiem ma ona status zakazanego przez Konstytucję RP sądu specjalnego, w którym, zgodnie z orzeczeniami trybunałów międzynarodowych, nie można utworzyć bezstronnego i niezawisłego składu orzekającego. To tak, jakby notarialne czy sądowe poświadczenie o nabyciu spadku uchylił jakiś polityczny trybunał ludowy powołany przez Prezydenta wbrew Konstytucji RP.

Teraz każdy organ państwa, w tym Marszałek Sejmu, musi ocenić, czy będzie respektował decyzje takiego zakazanego konstytucyjnie sądu specjalnego. A dokonanie takiej oceny stanie się praktycznym egzaminem z efektywnej ochrony obowiązywania w Polsce Konstytucji i zasad państwa prawa.

Włodzimierz Wróbel
Włodzimierz Wróbel
Profesor nauk społecznych, profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Jagiellońskiego, od 2011 sędzia Izby Karnej Sądu Najwyższego RP, od 2012 p.o. kierownika Katedry Prawa Karnego UJ